Skromna kanadyjska komedyjka romantyczna opowiada o facecie, który na własne życzenie przegrał życie. Zrezygnował z intratnego kontraktu wydawniczego i zmuszony jest szorować po knajpach brudne gary – co, dodajmy, uwielbia – zaś była żona w mediach pierze brudy z ich pożycia, opisane wcześniej na blogu, który przyniósł jej popularność.
Leo (Ryan Kwanten), bo takie imię nosi pierdołowaty, acz naiwnie uroczy bohater filmu, jest też nieugiętym stalkerem, który dostaje fiksacji (nie wiedzieć czemu) na punkcie poznanej na ślubie blondynki. Problem polega na tym, że wybranka jego serca była właśnie panną młodą. Colette ma u boku męża, jak się wydaje, idealnego – bogatego przystojniaka ze sportową przeszłością, którego pochłania działalność charytatywna.
To, którego z nich wybierze w finałowej scenie nie jest chyba tajemnicą dla nikogo, kto choćby spojrzy na plakat filmu, ale zadziwiająca jest droga do serca blond piękności. Leo zdobywa je stopniowo, najpierw powodując u mężatki irytację głupawym zachowaniem i, powiedzmy sobie szczerze, prześladowaniem, za które amerykański sąd chętnie ukarałby go grzywną i zakazem zbliżania się.
"Nie ma tego złego" inaczej zmontowane, z dodaną odpowiednią muzyką, mogłoby spokojnie robić za dreszczowiec o facecie, który chodzi krok w krok za Bogu ducha winną kobietą wiodącą szczęśliwe życie małżeńskie.
Lecz my wiemy, że Leo to tak naprawdę chłopina z wielkim sercem, nieco nieporadny, nieco niedopasowany, ale szczery. I że mu się należy. Tylko po co wciągać w to wszystko widza?
NIE MA TEGO ZŁEGO | Kanada 2013 | reżyseria: Jeremiah Chechik | dystrybucja: Kino Świat | czas; 97 min