W filmie Hansa Pettera Molanda odbijają się dokonania speców od przepełnionego krwią i czarnym humorem kina. Reżyser ochoczo korzysta z dorobku kolegów po fachu (Refn, Tarantino, bracia Coen, Peckinpah), ale pilnuje, by jego dzieło pozostało osobne i oryginalne. Pomaga mu w tym kontekst społeczny, w którym umieszcza swojego bohatera (bezbłędny Stellan Skarsgård) Nilsa Dickmana, operatora pługa odznaczonego tytułem Obywatela roku, który właśnie stracił syna z rąk albańskiej mafii narkotykowej. To wydarzenie doprowadzi do zaskakującej przemiany. Mężczyzna z pogodnego sąsiada zamieni się w bezwzględnego mściciela, któremu oko nie mrugnie, gdy będzie mordował kolejne osoby.

Reklama

Historia Dicmana nie wzbudziłaby uwagi, gdyby nie to, że rozgrywa się w Skandynawii. W filmowej Norwegii miastami rządzi mafia, sprawiedliwość jest nie dla wszystkich, a homoseksualiści ukrywają się ze swoim uczuciem w zakamarkach mieszkania. Nic dziwnego, że w tym chorym świecie interpretacja sprawiedliwości doprowadziłaby do zawału zwolenników pokoju i obrońców praw człowieka. Siłą "Obywatela roku" są bebechy, które reżyser wypruwa z kraju podawanego za przykład wzorowego państwa opiekuńczego. Ciekaw jestem, jak Hans Petter Moland sportretowałby Polskę?

OBYWATEL ROKU | Norwegia 2014 | reżyseria: Hans Petter Moland | dystrybucja: M2 Films | czas: 116 min