W "Drive Hard" zabrakło tego, co stanowiło siłę "Jedwabnych pończoszek" czy "Bandyci kontra BMX" z młodziutką Nicole Kidman, a więc bezwstydu twórców i bezpardonowej zabawy w kino. Tym razem humor nie jest efektem scenariuszowych udziwnień czy dialogowej głupoty, jak na B-klasowy gniot przystało. Żarty wydają się zaplanowane i przemyślane, jakby filmu nie podpisał niezależny twórca, który ma własną definicję X muzy, tylko chciwy producent, zwęszywszy szansę na zysk.
Sztuczność jest tutaj zaprojektowana, czego dopełnieniem są wystudiowane miny aktorów. John Cusack i Thomas Jane udają, że jest między nimi chemia, że doskonale się ze sobą czują i że bawią ich własne żarty. Ale jako że kiepscy z nich aktorzy, od razu widać, jak bardzo to wszystko jest na siłę. Cusack jedzie na image'u przegiętego dziwaka, a Jane rozwrzeszczanego osiłka. Niby grają do tej samej bramki, ale tak naprawdę każdy próbuje lansować siebie jako luzaka i amatora filmowego gatunku, z którym przyszło mu się zmierzyć. Obaj strasznie się przy tym krygują.
Zachowawczy jest także scenariusz, który jak na Trencharda-Smitha przystało, powinien huczeć od kul i bryzgać krwią. W "Drive Hard" krwi jest tyle, co kot napłakał, a kule, owszem, świszczą, rzecz w tym, że gumowe. Trencharda-Smitha stać na film o wiele gorszy.
DRIVE HARD | Australia, Kanada 2014 | reżyseria: Brian Trenchard-Smith | dystrybucja: Kino Świat | czas: 92 min