Twórca "Sióstr Magdalenek" urodził się w Szkocji jako syn pielęgniarki oraz technika laboratoryjnego. Regularnie bity i upokarzany przez ojca, dorastający w środowisku opanowanym przez młodociane gangi, nie poddawał się beznadziei i zamiast tego wytrwale przesiadywał w bibliotekach. Łatwo uwierzył w marksizm, a niedługo potem z równą łatwością wymienił swoje priorytety. Jako szesnastolatek rzucił szkołę i wstąpił do jednej z grasujących w okolicy grup przestępczych. Po roku postanowił naprawić swój błąd. Znów zasiadł nad książkami i znów był prymusem, jednak zachowanie nauczycieli względem niego uległo zmianie. Nie patrzyli mu w oczy i unikali dyskusji, czego ambitny i dociekliwy uczeń w żaden sposób nie potrafił zrozumieć. Wyjaśnienie usłyszał po latach: ponura sława lokalnego zakapiora sprawiła, że nawet najsurowsi wychowawcy woleli nie wchodzić młodemu Peterowi w drogę.
Żadna z tych pełnokrwistych historyjek nie znajduje odbicia w najnowszym filmie Mullana, czyli "Chuliganach". Sam reżyser protestuje, gdy dziennikarze określają go mianem autobiograficznego. Autobiograficzny to nie to samo co osobisty – kontruje twórca. Szkoda, bo jego główny bohater John nie umywa się do postaci samego reżysera (ten z kolei, co ciekawe, wciela się w "Chuliganach" w rolę zapijaczonego, agresywnego ojca). John to dalekie echo Petera: ugrzeczniony, irytująco bierny kujon, który, nie zahaczając o marksizm ani żadne inne utopijne idee, z dnia na dzień postanawia odrzucić to, na co wcześniej tak wytrwale pracował. Zostaje członkiem gangu, mistrzowsko marnotrawi czas i poza tym nie robi nic, co mogłoby sprawić, że widz przejąłby się jego problemami. Ten kiepsko poprowadzony i pozbawiony emocjonalnego wydźwięku wątek jest największą słabością filmu. Na pochwałę zasługuje za to drugi plan, a w nim groteskowo ukazana, oparta na wyrafinowanych mechanizmach mentalnego i fizycznego terroru szkocka szkoła lat 70.
CHULIGANI | Francja, Wielka Brytania, Włochy 2010 | reżyseria: Peter Mullan | dystrybucja: SPI | czas: 110 min