Wbrew zwodniczemu tytułowi, lwia część akcji filmu Borenszteina rozgrywa się w Buenos Aires. W jednej z pierwszych scen "Chińczyka na wynos" zgorzkniały sklepikarz Roberto podaje pomocną dłoń zagubionemu w mieście Junowi. Instynktowny gest Argentyńczyka pociąga za sobą znacznie poważniejsze konsekwencje, niż można się było tego spodziewać. Ze względu na zaskakujące trudności w odnalezieniu krewnych Juna, obaj mężczyźni z konieczności spędzają ze sobą coraz więcej czasu. W związku z tym powierzchowna więź między bohaterami staje się coraz głębsza. Latynos i Azjata odkrywają siebie nawzajem jako jednakowo naznaczonych przez los melancholików, którzy pozornie nie mają już sił, by zawalczyć o własne szczęście.

Reklama

Zestawienie ze sobą bohaterów o takiej konstrukcji psychicznej mogłoby przybliżać "Chińczyka na wynos" do znanych z naszych ekranów "Akacji" Pablo Gioreglliego. Tamten film starał się jednak okazać jak największą wierność otaczającej rzeczywistości. Tymczasem wszystkie reguły rządzące światem "Chińczyka…" bywają podważane za pomocą ożywczych haustów surrealizmu. Popis reżyserskiej wyobraźni stanowią zwłaszcza sceny, gdy Roberto przetwarza przez własny umysł najbardziej absurdalne historie, które udało mu się wyczytać w gazetach.

Nieodparcie zabawne sekwencje mogą wydać się kluczowe dla interpretacji całego filmu. W każdej z nich – tak jak w życiu bohaterów – decydującą rolę odgrywa przecież ambiwalentna natura przypadku. Choć los niegdyś okrutnie zadrwił sobie z Roberto i Juna, odwdzięczył im się za sprawą nieoczekiwanego połączenia ich doświadczeń. Tylko od bohaterów zależy, czy będą umieli wykorzystać tę szansę.

CHIŃCZYK NA WYNOS | Argentyna, Hiszpania 2011 | reżyseria: Sebastian Borensztein | dystrybucja: Aurora Films | czas: 93 min