Zaskakująca będzie informacja, że powieść, na podstawie której powstał scenariusz "Internatu", została opublikowana na kilka lat przed "Zmierzchem". Być może dlatego brak tutaj tradycyjnego wątku romansowego, zaś nad całym seansem wisi pytanie, czy wampiry faktycznie istnieją. Dzisiaj Rachel Klein, autorka książki "The Moth Diaries", zapewne z premedytacją wykorzystałaby koniunkturę.
Zresztą nie ma co gdybać, bowiem miałkiej opowiastce nie pomogła nawet obecność Mary Harron, reżyserki odpowiedzialnej między innymi za filmową wersję "American Psycho", znanej z uwielbienia dla silnych postaci kobiecych. I faktycznie, główne bohaterki filmu rozpisano co prawda pewną ręką, lecz i tak miałką fabułę przytłoczyły buzujące hormony. Kusi, żeby odczytać "Internat" jako rozbudowaną, choć dość prostą, metaforę na temat kiełkującej świadomej nastoletniej seksualności, do tego ukierunkowanej na przedstawicielki tej samej płci.
Zresztą Harron sama nakierowuje widza na takową interpretację, każąc nauczycielowi wykładać na zajęciach z literatury "Carmillę", utwór gotycki uważany za klasykę wampirycznej literatury lesbijskiej. To oczywiście nie jedyny temat filmu; intryga zazębia się, kiedy do akademika przy ekskluzywnej szkole dla dziewcząt wprowadza się nowa uczennica, tajemnicza Ernessa. Bohaterka filmu, szesnastoletnia Rebecca, podejrzewa, że nieśmiała koleżanka może być wampirzycą czyhającą na krew (a niewykluczone, że również i cnotę) jej blondwłosej przyjaciółki o nieprzypadkowym imieniu Lucy – tak samo nazywała się uwiedziona przez Drakulę kobieta z klasycznej powieści Brama Stokera.
"Internat" zainteresuje chyba tylko rówieśniczki bohaterek filmu. Pozostali nie mają sobie czym zawracać głowy.
INTERNAT | Kanada, Irlandia 2011 | reżyseria: Mary Harron | dystrybucja: Kino Świat | czas: 82 min