Dużo śniegu, kolędy, klasyczne piosenki o miłości, stoiska z choinkami – o to nietrudno. Należy dodać bohaterów, którzy marzą o spełnionej miłości, prawdziwej przyjaźni, rodzinnym spokoju. Są zagubieni, ale zasługują na szczęście, jeśli nie nieustające, to przynajmniej w Wigilię. Wtedy stają się sobie bliscy, ich historie splatają się, a problemy giną. Tak było w klasykach gatunku: "To właśnie miłość" i "The Holiday". "Listy do M." nawiązują do nich w sposób bezpośredni, a jednocześnie bardzo nieudany.
Reżyser Mitja Okorn zgromadził na planie telewizyjne gwiazdy. Są tu Agnieszka Dygant, Paweł Małaszyński, Tomasz Karolak. Nie zaskakują rolami – scenariusz nie daje im na to szans.
Młody wdowiec, samotnie wychowujący syna, pielęgnuje pamięć o żonie, a jednocześnie chce się zakochać. Zakochuje się nagle, z natychmiastową wzajemnością. Trudno uwierzyć w nieszczęście zdradzanego męża, który próbuje popełnić samobójstwo, a niedługo potem zabiera rodzinę na świąteczną wycieczkę. Inne wątki spłycone są do informacji albo anegdoty – dowiadujemy się, kto jest ojcem dziecka, dlaczego ktoś kradnie, a ktoś inny nie chce przyprowadzić dziewczyny na kolację do rodziców. Poznajemy fakty, ale nie emocje. Dobrze obrazuje to scena, w której chłopak przykrywa kocem pijaną matkę i zostawia ją w domu bez cienia niepokoju, żeby wyjść na spacer z nowym kumplem.
Wyjątkowo smutny film jak na świąteczną komedię romantyczną.
Reklama
LISTY DO M. | Polska 2011 | reżyseria: Mitja Okorn | dystrybucja: ITI Cinema | czas: 116 min