W wywiadzie dla "Przekroju" reżyser "Weekendu" Cezary Pazura powiedział: "U nas pokutuje przekonanie, że widz jest głupi". A także: "Marzy mi się, żeby ludzie po pokazie mówili: panie Pazura, pan to jest gość! Poszedłem do kina i nie żałuję". No więc poszedłem do kina i żałuję. Poczułem też, że reżyser uważa mnie za o wiele głupszego, niż jestem. Zamiast dobrze się bawić, coraz niżej zjeżdżałem z fotela i dla zabicia czasu rozmyślałem, jak doszło do powstania filmu.
Cezarego Pazurę lubię za role w filmach Marka Koterskiego, nie tak bardzo już za "Kilera" i "Psy", ale mimo wszystko, jednak tak. Szanuję też każdy wysiłek produkcyjny, kino robić przecież w Polsce niełatwo – jest kryzys, nie ma kasy.
Skąd więc pomysł, żeby firma założona przez aktora Cezar 10 popełniła to dzieło? Czy narodziło się spontanicznie, w trakcie rozmowy aktorów polskiego kina akcji w jakimś festiwalowym barze o piątej nad ranem?
Zjeżdżając coraz niżej przypomniałem sobie, co obiecywały zwiastuny "Weekendu": że nie "Matrix" i nie "Pulp Fiction", ale że najlepsza komedia gangsterska ever. Komedii niestety w "Weekendzie" jest tak mało, że trzeba ją zeskrobywać scyzorykiem z samego dna puszki z negatywem. Ja w każdym razie dla siebie zbyt wiele do śmiechu nie znalazłem. Może więc to jednak jest film gangsterski? Są strzały, jest obowiązkowe lanie po mordzie, są dobre efekty i pościg samochodowy. Ale to też jakoś nie bardzo się trzyma, bo całą gangsterkę przewraca w filmie próba uczynienia z niego komedii.
Nie pomaga nieudolne puszczanie oka do widza. Nie wystarczają nawiązania do dzieł Tarantino. Dowcipy z gejów też nie. Jeśli efekt komiczny ma być osiągany przez nagromadzenie w jednym zdaniu "dziur w dupie, kurew i kutasów", a cieszyć ma samo wypowiadanie ich na ekranie, to film bawić powinien tylko dorosłych, których poczucie humoru zaklinowało się w korytarzach szkoły podstawowej.
WEEKEND | Polska 2010 | reżyseria: Cezary Pazura | obsada: Paweł Małaszyński, Paweł Wilczak, Małgorzata Socha, Jan Frycz, Olaf Lubaszenko | dystrybucja: ITI Cinema