"Sam z Saksonii"

Już dwie dekady temu przymierzano się do pełnometrażowego filmu o Meffirze, ale dopiero na fali #BlackLivesMatter niemiecki oddział Disney+ dał zielone światło na siedmioodcinkowy serial.

Reklama

Wysportowany syn kameruńskiego studenta z wymiany, zabitego w niewyjaśnionych okolicznościach, zapowiadał się na gwiazdę Dynama Drezno, jednak ordynarny rasizm kiboli skutecznie zniechęcił go do piłki. Zamiast tego, wbrew swej białej żonie i przyjaciołom z ruchu oporu, tuż przed upadkiem muru berlińskiego wstąpił do policyjnej prewencji.

"Psy" dostają mieszkania i ciepłą wodę - argumentuje w serialu chęć zasilenia szeregów opresyjnej władzy. Zaś na wiecu pokojowym w kościele zabiera wściekle głos: "Nie macie pojęcia o prawdziwym gniewie na ulicach. Jeśli zamykasz ludzi w klatce na całe życie, w pewnym momencie znajdują kogoś, kogo mogą za to winić. Kogoś, kto jest inny. I co, chcecie obalić państwo? Ostatni element, który powstrzymuje ludzi przed szaleństwem?".

Reklama

To ciekawa i niespotykana perspektywa czarnego Niemca, któremu paradoksalnie reżim zapewniał względne bezpieczeństwo, a prawdziwe kłopoty przyniosło tak upragnione przez wielu zjednoczenie narodu. Policyjne insygnia dały bowiem Meffire'owi moc powodującą u innych ślepotę na kolor skóry. Niejednokrotnie widzimy, jak umundurowanemu bohaterowi czapkują ci, którzy jeszcze chwilę wcześniej nim pogardzali.

Meffire ma sprawne nie tylko bicepsy, ale i szare komórki - twórcy podkreślają to, każąc mu cytować Kierkegaarda i Kafkę - jednak w nowej rzeczywistości, opuszczony przez żonę, która odchodzi z ich synkiem, nie bardzo potrafi się odnaleźć. Nawet gdy zyskuje ponowną szansę na karierę w drezdeńskiej policji, na drodze stają mu skorumpowani przełożeni.

Reklama

Wszystko zmienia się dla bohatera na lepsze - kolejny paradoks - wraz z rozkwitem neonazizmu. Meffire trafia na plakaty jako twarz kampanii na rzecz tolerancji rasowej w Saksonii. Krajowy rozgłos, udział w programach telewizyjnych i przyjaźń z politykami zapewniają mu stabilność finansową, ale i przysparzają nowych wrogów wśród kolegów z pracy. Sfrustrowany ich nieprzychylnością, jak i rosnącą biurokracją, odchodzi z policji, by założyć prywatną agencję ochrony. Tyle że w dzikim kapitalizmie połowy lat 90. wcale niełatwo o sukces, a pokusy łatwego zarobku czyhają na każdym kroku - i tak Meffire ze wspólnikami bierze udział w serii napadów z bronią w ręku, m.in. na burdel i pocztę, ścigany listem gończym ucieka przez Francję do Konga, gdzie zostaje złapany i poddany ekstradycji do Niemiec.

To wszystko wydarzyło się naprawdę, choć w serialu zostaje częściowo podkoloryzowane, czego twórcy bynajmniej nie ukrywają. Narracja jest klasyczna i prosta, realizacja bardzo przyzwoita, charyzmatyczny Malick Bauer, fizycznie podobny do swego pierwowzoru, świetnie się odnajduje w głównej roli, w tle przygrywa pospolity afroniemiecki rap od Megaloha czy Rogera Reklessa. Bez fajerwerków, ale i bez wstydu w każdym jednym aspekcie - największym atutem jest tu sama historia.

Samuel Meffire, po siedmioletniej odsiadce, spełnia się dziś jako autor kryminałów oraz pracownik socjalny na rzecz uchodźców.

Gdzie zobaczyć: Disney+