Mężczyźni dzielą się na takich, którzy uwielbiają Margot Robbie, oraz takich, którzy jeszcze nie widzieli żadnego filmu z jej udziałem. Ta druga grupa jednak jest w zaniku, biorąc pod uwagę utrzymującą się popularność "Barbie" – filmu, w którym Robbie gra i który wyprodukowała. Od premiery (21 lipca) obraz ożywiający najbardziej znaną lalkę świata odnotował ponad 1,1 mld dol. przychodu, globalnie ustępując jedynie „The Super Mario Bros” (1,4 mld dol.), ekranizacji gry wideo, która premierę miała trzy miesiące wcześniej.
Powodzenie tych filmów nie jest zaskoczeniem. Ich producenci zrealizowali „naukowy” przepis na przebój i byli na sukces w zasadzie skazani. Oczywiście taka recepta nie istnieje, ale po dekadach prób i błędów – oraz z pomocą ekonomii, neurobiologii oraz nauk komputerowych – twórcy mogą coraz skuteczniej przewidywać reakcje odbiorców. Nie tylko zresztą filmowi – podobne zjawisko dostrzec można w muzyce i literaturze. Wiemy o zachowaniach społecznych coraz więcej i przez to ludzkość staje się bardziej przewidywalna.
Neofil i neofob w każdym z nas
"Jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem" – mówił inżynier Mamoń w „Rejsie” Marka Piwowskiego, trafiając tym samym w bliskie okolice dziesiątki. Tylko w okolice, bo – jak przekonuje współczesna ekonomia hitów – aby stworzyć przebój, odwołanie się do znanych motywów jest niezbędne, ale nie wystarcza. Konsumenci są jednocześnie spragnionymi odkrywania czegoś nowego neofilami i bojącymi się nowości neofobami. „Twórcy hitów są architektami znajomo brzmiących niespodzianek” – pisze Derek Thompson w książce „Hit Makers: The Science of Popularity in Age of Distraction” („Twórcy hitów: nauka o popularności w erze deficytu uwagi”) z 2017 r.