"Reality"

Reality Winner brzmi jak ksywa bohaterki kreskówki Cartoon Network. A jednak taka postać istnieje naprawdę. To sygnalistka o wyglądzie przeciętnej dziewczyny z sąsiedztwa. Nie zyskała popularności Edwarda Snowdena czy Chelsei Manning, mimo że otrzymała rekordowo wysoki wyrok - aż pięć lat więzienia - za ujawnienie jednego dokumentu: tajnego raportu o ingerencji Kremla w amerykańskie wybory prezydenckie w 2016 roku.

Reklama

Winner jako agentka wywiadu i biegła lingwistka pomagała namierzać terrorystów z Państwa Islamskiego. Chichot losu sprawił, że po latach sama została okrzyknięta przez Departament Sprawiedliwości "terrorystką". Tyle że resort podlegał już wówczas nowo wybranemu prezydentowi USA, a do zatrzymania analityczki nieprzypadkowo doszło kilka tygodni po tym, jak Trump zwolnił szefa FBI Jamesa Comeya. Nic więc dziwnego, że w narracji Demokratów dziewczyna to nie "terrorystka", lecz "ostatnia ofiara Trumpa".

Trwa ładowanie wpisu

Gdzie leży prawda? Niestety, nie ona jest tu najważniejsza. Jak bowiem wytłumaczyć, że Senat wykorzystał wyciek jako niezbity dowód rosyjskich wpływów, a mimo to Winner trafiła za kratki i choć wyszła przedwcześnie za "dobre sprawowanie", do końca 2024 roku obejmuje ją ścisły nadzór.

Reklama

Reżyserkę Tinę Satter interesują właśnie mechanizmy sprzeczności pomiędzy osobistymi przekonaniami a rzeczywistością - oraz to, kiedy i czy w ogóle zaklęta w imieniu i nazwisku bohaterki "rzeczywistość wygrywa".

Scenariusz kameralnego thrillera jest więcej niż tradycyjnie "oparty na faktach" - on jest literalnie wzięty z transkrypcji przesłuchania Winner. Nagrania FBI najpierw posłużyły reżyserce za bazę sztuki "Is This a Room", którą następnie zaadaptowała przy pomocy Jamesa Paula Davisa na potrzeby swojego debiutu filmowego. Ten rozgrywa się w czasie quasi-rzeczywistym, w ciągu kilkudziesięciu minut feralnego dla Winner czerwcowego poranka.

To miała być najzwyklejsza sobota - przed południem zakupy, wieczorem siłownia. Jednak kiedy Reality (Sydney Sweeney) wraca z supermarketu, przed domem zastaje agentów FBI z nakazem przeszukania. Agenci Garrick (Josh Hamilton) i Taylor (Marchánt Davis) są uprzejmi, wręcz kurtuazyjni. Okazują troskę o zwierzęta domowe, zagadują o pasje, pytają, ile Reality wyciska w przysiadzie. Są pełni uznania dla talentów językowych młodej kobiety - w końcu nawet wśród pracowników Agencji Bezpieczeństwa Narodowego nie każdy biegle włada perskim, paszto i dari. "Imponujące. Ledwo mówię po angielsku", zachwyca się Garrick. "Angielski jest trudny", żartuje w odpowiedzi Reality.

Reklama

Tyle że te grepsy są podszyte sztucznością, uśmiechy - cokolwiek wymuszone, a gadka-szmatka - pasywno-agresywna. Agenci co rusz podkreślają, że współpraca z nimi jest "całkowicie dobrowolna", lecz szybko staje się jasne, że Reality znalazła się w sytuacji bez wyjścia i nie ma żadnej sprawczości. Ona wie, że oni wiedzą, a oni wiedzą, że ona to wie. Trwa gra pozorów, w której wszyscy gracze skrywają prawdziwe intencje za fasadą życzliwości. Wynik jest z góry przesądzony - pytanie tylko, komu pierwszemu puszczą nerwy.

Trudno nie mieć wątpliwości, że całe przesłuchanie wyglądałoby zgoła inaczej, gdyby agenci nie mieli na tapecie młodej blondynki, którą niekiedy - mimo ogromu jej wiedzy - nawet odruchowo traktują protekcjonalnie, niczym stereotypową Barbie (ach, nawet tu widać, jak potrzebny był film Grety Gerwig w obrazowaniu pewnych schematów myślowych). Ale i ona korzysta z metody udawania pierwszej naiwnej. Do czego prowadzi ten spektakl fałszu i obłudy, dobitnie unaoczniają sceny finałowe, ukazujące, jak media wykorzystały historię Winner do odwrócenia uwagi od clou sprawy.

Wnioski są nad wyraz przykre, lecz towarzyszy im czysta filmowa frajda - można być pod wrażeniem zarówno intensywnej pracy kamery na małej przestrzeni, jak i rewelacyjnej roli Sweeney, która gra właściwie rewers swojej cynicznej manipulantki z "Białego Lotosu": osaczoną i spanikowaną ofiarę manipulacji. Hamilton i Davis też są znakomici jako tajniacy usiłujący zachować swobodę w obliczu teoretycznie rutynowego, w praktyce zaś nieprzewidywalnego zadania. Jak by nie patrzeć, wygrywa kino.

Gdzie zobaczyć: w kinach