"Infamia"

Zaczyna się ujęciem zapłakanej nastolatki golącej głowę, w tle tłum krzyczy o infamii. Po chwili widzimy, że dziewczyna jest ubrana w suknię ślubną. To tylko króciutka futurospekcja, ale dająca jasny sygnał: subtelnie nie będzie. Czyli wszystko się zgadza, bo przecież zarówno w kulturze romskiej, jak hiphopowej, o subtelności niełatwo.

Reklama

Właściwa akcja zawiązuje się w momencie, gdy 17-letnia Gita Burano (Zofia Jastrzębska) niechętnie opuszcza szkołę i przyjaciół w Walii, by po latach wygnania z powodu długów jej ojca Marko (Sebastian Lach) wrócić wraz z rodziną do wielopokoleniowej posiadłości w Polsce. Tu szybko się orientuje, że wbrew zapewnieniom najbliższych ma zostać wyswatana z synem czeskiego biznesmena, Jankiem (Josef Fečo). Ale Gita chce być raperką, a nie uległą żoną, jak jej matka Viola (Magdalena Czerwińska). Dodatkowo na horyzoncie pojawia się przystojny Rom Tagar (Kamil Piotrowski), który w wolnych chwilach "robi bity" (a to ci heca!).

Reklama

Oczywiście trochę sobie dworuję, niemniej trudno nie uśmiechnąć się pod nosem, słysząc podryw na "masz dobry flow". Nietrudno też przewidzieć, że dalej romans potoczy się zgodnie ze schematami z "Uprowadzenia Agaty" Piwowskiego i "Diabłów, diabłów" Kędzierzawskiej. Podobnie topornie zobrazowany jest zresztą konflikt Gity między lojalnością do patriarchalnej familii a kobiecą niezależnością - motyw spódnicy uparcie wciskanej nastolatce zamiast spodni powraca nazbyt często.

Ale nie ma też co się zanadto czepiać szablonów fabularnych w przypadku serialu pomyślanego w zasadzie jako teledysk rozłożony na sześć 45-minutowych odcinków. Tym bardziej że jest to klip odpowiednio dynamiczny, barwny, nierzadko fascynujący sceneriami najsłynniejszej wioski romskiej w Maszkowicach, scenografią Jagny Dobesz ("Silent Twins"), kostiumami Anny Englert ("Śubuk"), przekonującą obsadą - nie wyłączając naturszczyków, jak Wanda Ranii Kozłowska w roli babki Tani.

Reklama

Sercem całego widowiska pozostaje jednak Jastrzębska, która wypada wiarygodnie i jako Romka, i jako początkująca raperka. No, może poza momentami, gdy fristajluje na zawołanie, ale to zasadnicza bolączka hip-hopu w polskim kinie, nie wyłączając nawet świetnego "Chleba i soli". Tak czy inaczej czuć, że aktorkę szkoliła w technice rymowania sama Ryfa Ri, najlepsza polska raperka. I nawet jeśli samym tekstom Gity w kilku różnych językach daleko do poezji Papuszy, w żadnym razie też nie zgrzytają.

Może się również podobać, że "Infamia" ani nie idealizuje, ani nie demonizuje społeczności romskiej. Za to całkiem przystępnie pokazuje jej wewnętrzne mechanizmy, jak i zewnętrzne stereotypy z nią związane, nad czym czuwała Joanna Talewicz, prezeska Fundacji W Stronę Dialogu.

W sumie wyszła z tego wszystkiego nad wyraz udana, niegłupia rozrywka, po której łączenie Romów z rapem, zamiast z disco polo i muzyką biesiadną, nie powinno już nikogo szokować. Gita jest git.

Trwa ładowanie wpisu

Gdzie zobaczyć: Netflix