Premiera filmu odbyła się 9 lutego 1965 roku w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Wojciech Jerzy Has był już wówczas twórcą o uznanej pozycji. Kiedy rok wcześniej ruszyły zdjęcia do "Rękopisu", współpracy z nim podjęli się również niebagatelni artyści - mistrzowie w swoim fachu. Za zdjęcia odpowiadał Mieczysław Jahoda, za muzykę Krzysztof Penderecki, scenografię i kostiumy - Lidia i Jerzy Skarżyńscy. Scenariusz na podstawie słynnej powieści Jana Potockiego o tym samym tytule, opracował natomiast Tadeusz Kwiatkowski.

Reklama

To jeden z najbardziej znanych polskich filmów wszech czasów. Do dziś ma zaprzysięgłych fanów. Przy tym jest najbardziej szalony i niezwykły. W zasadzie do niczego niepasujący. Co wiąże się ze specyficznym gustem literackim Hasa - ocenił w rozmowie z PAP prof. Tadeusz Lubelski. Krytyk i filmoznawca określił film również, jako "zupełnie niezwykły, ekscentryczny", dodając, że "nie od razu był tak dobrze przyjmowany, ani przez recenzentów ani w reakcji powszechnej, bo to było coś zupełnie nieoczekiwanego".

Krytyk i historyk kina Stanisław Janicki wspominał, iż film Hasa "cieszył się mniejszym uznaniem publiczności". Niektórzy wychodzili z kina, znudzeni formą i długością filmu. Jerzy Płażewski w "Historii filmu" określił "Rękopis" mianem "zabawnego pastiszu romansu płaszcza i szpady, zalecającego się pomysłową plastyką i przeglądem różnobarwnych kreacji aktorskich".

W świetle dzisiejszego odbioru filmu, brzmieć to może nieco komicznie, wówczas jednak przeszedł on bez większego echa i po pewnym czasie został nieco zapomniany. - Film wyprzedzał swoją epokę. Było mi żal, że nie został należycie odebrany i doceniony - powiedziała PAP Joanna Jędryka, filmowa księżniczka Zibelda. - Trzygodzinna ekranizacja dla jednych stała się filmem awanturniczym spod znaku "serca i szpady", dla innych komedią kostiumową lub też fantastyczną baśnią z duchami, wisielcami, opętanymi i tajemniczymi księżniczkami. Podobnie jak powieść, w swej głębszej warstwie film jest racjonalistyczną satyrą na ludzką głupotę i zabobon - zauważyła w "Kronice kinematografii polskiej 1895-1997" filmoznawczyni Małgorzata Hendrykowska.

Oprócz Jędryki, początkującej wówczas aktorki, w obsadzie filmu znalazł się szereg sław polskiego kina ze Zbigniewem Cybulskim w roli głównej. - Alfons van Worden to jedyna jego rola filmowa w kostiumie, którego nie znosił. On zawsze chodził raczej w swoim stroju prywatnym. Ponadto grał pozbawiony okularów, bez których źle widział, więc był zagubiony w rzeczywistości - wyjaśnił Lubelski. Wydaje się, że o to właśnie chodziło reżyserowi, który przyznał w jednym z wywiadów, iż aktor "miał zagrać amanta komicznego" i, jego zdaniem, "zrobił to świetnie".

W filmie wystąpili również: Gustaw Holoubek - Don Pedro Velasquez, Iga Cembrzyńska - księżniczka Emina, Elżbieta Czyżewska - Frasquetta Salero, Bogumił Kobiela - Senor Toledo, Zdzisław Maklakiewicz - Don Roque Busqueros, Franciszek Pieczka - Paszeko, Jan Machulski - hrabia Pena Flor, Barbara Krafftówna - Camilla de Tormez. W innych rolach - Wiesław Gołas, Janusz Kłosiński, Beata Tyszkiewicz, Adam Pawlikowski, Ludwik Benoit, August Kowalczyk, Gustaw Lutkiewicz, Pola Raksa, Witold Pyrkosz, Leon Niemczyk i Kazimierz Opaliński. Obsada iście imponująca. Razem zespół "Rękopisu" liczył 180 osób. Plenery kręcono w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej (zamek w Olsztynie k. Częstochowy). Wnętrza powstały we wrocławskim studiu filmowym. Madryt zaś zbudowano w tamtejszym parku Morskie Oko z drewna i gipsu. Stworzono ponad sto dekoracji, łącznie ze schodami i kościołem w filmowym Madrycie, przy budowie których pracowało około 300 osób z Wrocławskiej Wytwórni Filmowej, studentów, konserwatorów i więźniów.

Zdaniem filmoznawcy prof. Marka Hendrykowskiego "Rękopis znaleziony w Saragossie" należy do rzędu arcydzieł polskiego kina, realizując ten film Wojciech Jerzy Has, miał niecałe 40 lat i był u szczytu swoich możliwości twórczych. To, co otrzymaliśmy wówczas, stanowiło ogromne zaskoczenie dla wszystkich, powstało dzieło zupełnie niepodobne do poprzednich. Filmoznawca w rozmowie z PAP zaznaczył również, że "zdumienie nie oznaczało jednak powszechnej akceptacji szerokiej widowni. Has, dzisiaj wiemy to z całą pewnością, przeskoczył swoją epokę i stworzył dzieło ponadczasowe, które może się podobać i podoba się na całym świecie".

Reklama

W podobnym tonie wypowiedział się również Lubelski: "Rękopis znaleziony w Saragossie" jest filmem bardzo wyjątkowym na tle polskiej kinematografii. Swoją wypowiedź uzupełnia jednak uwagą, że obraz Hasa skazany jest na pewną niszowość. Nie mógł wywoływać takich zbiorowych emocji we wspólnocie, jak najważniejsze filmy Wajdy - "Popiół i diament", "Wesele", "Człowiek z marmuru", czy później filmy Kieślowskiego".

Prof. Hendrykowski pytany, co wyróżnia film Hasa, powiedział: wszystkie elementy, które wchodzą w skład "Rękopisu": scenariusz, reżyseria, zdjęcia Jahody, muzyka Pendereckiego, kostiumy Skarżyńskich - złożyły się w całość zaiste zachwycająco. Filmoznawca dodał również, odnosząc się niejako do początkowego odbioru filmu: Kto wątpi, niech oglądając zwróci uwagę na klasę aktorstwa, z jaką mamy do czynienia. Począwszy od głównych, poprzez fenomenalną galerię drugoplanowych aż po epizodyczne. Światowy klub miłośników "Rękopisu" powiększa się z roku na rok. Jego prezesem jest Martin Scorsese, a wice- Francis Ford Coppola.

Przywołanie dwóch geniuszy światowej reżyserii - Martina Scorsese i Francisa Forda Coppoli nie jest przypadkowe. Obaj bowiem do tego stopnia byli zachwyceni filmem, że sfinansowali jego rekonstrukcję cyfrową. Wszystko jedna zaczęło się w latach 90. Wówczas bowiem muzyk Jerry Garcia - lider grupy "Grateful Dead", obejrzał 120-minutową wersję filmu. Obraz Hasa na tyle go ujął, że podjął próbę zdobycia jego pełnej wersji, inspirując przy tym światowej sławy reżyserów - Scorsese i Coppolę, do jej odnowienia i powtórnego wydania. Stało się to w 2001 roku. Scorsese uważa "Rękopis znaleziony w Saragossie" za jeden z najlepszych filmów, jakie widział. Zresztą nie tylko on i Coppola zachwycają się dziełem Hasa. Filmem zafascynowani byli Luis Bunuel, David Lynch i Lars von Trier.

Zarówno scenarzysta Tadeusz Kwiatkowski, jak i ja - staraliśmy się dochować wierności książce. Zawiłość wątków, szkatułkowa budowa jest żartem dramaturgicznym, jak zresztą cały film jest żartem na temat różnych form i sposobów narracji - wyznał tuż przed premierą w wywiadzie dla magazynu "Film" Wojciech Jerzy Has. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na powieść Potockiego, która dostarczyła reżyserowi wspaniały materiał. Autor żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku, był polskim arystokratą i oryginałem, dziś rzeklibyśmy Europejczykiem, który swoje największe dzieło napisał po francusku. Starannie wykształcony w Szwajcarii, Paryżu i Niemczech. Interesował się historią, geografią i matematyką. Jego największą pasją były podróże, podczas których zwiedził Egipt, Kaukaz, Turcję, Chiny, Afrykę Północną i całą niemal Europę Zachodnią. Był pierwszym polskim aeronautą. Brał udział w pracach Sejmu Czteroletniego i opracował projekt reform systemu oświaty. 23 grudnia 1815 r. popełnił samobójstwo strzelając do siebie srebrną kulką odkręconą z cukiernicy.

Akcja powieści Potockiego dzieje się w czasach wojen napoleońskich, bohaterem jest młody kapitan gwardii walońskiej Alfons van Worden, który zmierzając do Madrytu wybiera drogę przez góry Sierra Morena. Jest to droga najkrótsza, ale jednocześnie uchodząca za najniebezpieczniejszą. Jak można się domyśleć van Wordena czeka szereg niespodzianek. Historia ta zainteresowała rosyjskiego poetę Aleksandra Puszkina, który zachwycił się nią na tyle, że za jego namową pewna hrabina o nazwisku Edling postanowiła odnaleźć oryginału utworu. Niestety bezskutecznie. Trzeba zaznaczyć, że ostateczny, obecnie obowiązujący tytuł nie jest pomysłem Potockiego. Sama zresztą powieść nie ukazała się za życia autora. Krążyły różne jej wersje, obarczone różnymi tytułami, jednym z nich było "Trzech wisielców". Pod takim prawdopodobnie czytał ją Puszkin. Na język polski powieść została przetłumaczona dopiero w 1846 roku przez Edmunda Chojeckiego. Przekład w sześciu tomach ukazał się w Lipsku pod dzisiejszym tytułem - "Rękopis znaleziony w Saragossie".

Ciekawa i nietuzinkowa historia powieści Potockiego, niejako koresponduje z jego filmową ekranizacją. Zagraniczna recepcja dzieła Hasa była bowiem lepsza niż ojczysta. W Polsce przez lata nieco zapomniany, na zachodzie natomiast już w 1965 roku film otrzymał wyróżnienie w Edynburgu i dwie nagrody w San Sebastian. "Byłam z tym filmem w San Sebastian" - wspominała Jędryka, która była jedną z trzech osób filmowej delegacji na ten festiwal (obok Hasa i Cybulskiego). Został doceniony m.in. nagrodą dziennikarzy, ale jednak Złota Muszla - główna nagroda festiwalu go ominęła. "Has bardzo liczył na nią i był zawiedziony" - dodała aktorka.

Po latach Stephen Halden, recenzujący film dla "The New York Timesa" pisał, iż jest on "rozbudowaną, humorystyczną medytacją na temat związków między realnością i iluzją, rozegraną w autoironicznym, uczuciowo chłodnym stylu". Pisarz Salman Rushdie dzieląc się swoimi spostrzeżeniami na jego temat wyznał: "Pierwszy raz natrafiłem na coś, co następnie pokochałem w wersji książkowej", natomiast pisarka Susan Sontag zwróciła uwagę na "wirtuozerię w prowadzeniu narracji". Luis Bunuel w autobiografii zatytułowanej "Moje ostatnie tchnienie" zanotował, że obejrzał "Rękopis" trzy razy i wpisał na listę ulubionych filmów.

Bez wątpienia jest to szeroka zasługa znakomitej powieści Potockiego, równie znakomitego aktorstwa, jak i całej grupy utalentowanych osób biorących udział w tworzeniu filmu, pod reżyserską batutą Wojciecha Jerzego Hasa. Reżysera rzec można również nieco ekscentrycznego, nieco wycofanego i niezabiegającego o poklask. "Has był zamknięty w sobie. To nie był człowiek typu dusza towarzystwa. Był bardzo skupiony na swojej pracy" - wyjaśniła Joanna Jędryka.

Szlachetność obrazu uzyskana przez Wojciecha Hasa jest nadzwyczajna. Kadry, zdjęcia, wspaniałe najazdy kamery, cięcia, montaż, plany bliskie i dalekie, pozory licznych kamer, ujęcia zza rozmaitych przeszkód - wszystko to jest robione znakomicie i ze smakiem świadomym i wykwintnym, z gustem, którego gwarantem jest asceza - pisał w 1997 roku na łamach "Kwartalnika Filmowego" Krzysztof Lipka, któremu wtórował Jan Słodowski w "Leksykonie polskich filmów fabularnych". - Jeden z najbardziej oryginalnych polskich filmów, wizja świata chaotycznego, nieuporządkowanego, będącego metaforą przypadkowości ludzkiego losu, pozbawiona racjonalistycznego klucza - ocenił.

Sam reżyser powiedział o swoim filmie: "bohater ma zacząć myśleć, i gra toczy się o to, jak będzie myślał. Wszystko ma dwie interpretacje: mistyczna, magiczna filozofia Kabalisty ściera się z humanistycznym materializmem Matematyka. Wybierać musi nie tylko van Worden - wybiera widz". W 2006 roku miesięcznik "Film" z okazji własnego jubileuszu przyznał "Rękopisowi" Złotą Kaczkę za "Film 60-lecia".

"Rękopis znaleziony w Saragossie" był filmem innym od wcześniejszych obrazów Hasa. Wpisywał się w nurt wielkiego fresku historycznego opartego na literaturze. Niejako zaczynał cykl, który Has chciał zrealizować. Obrazem wielopłaszczyznowo korespondującym z "Rękopisem" był film "Sanatorium pod Klepsydrą" z 1973 roku - zdaniem prof. Lubelskiego najlepszy film Hasa. Adaptacja prozy Bruno Schulza, co prawda dość luźna, gdyż osadzona w innym kontekście, ale jednak jednocześnie dość spójna w przekazie, rozpatrywana w świetle wydarzeń Marca'68 przysporzyła Hasowi problemów i niejako zamknęła drogę do realizacji dalszych pomysłów. - Po "Sanatorium pod Klepsydrą" Has nie mógł zrealizować całej serii swoich niezwykle ciekawych projektów, jak adaptacja "Czerwonych tarcz" Jarosława Iwaszkiewicza i "Podróż do źródeł czasu" Alejo Carpentiera - podsumował Lubelski.