Wypadek miał miejsce 2 lipca 1969 r. we wsi Buszkowo, 27 km od Bydgoszczy. Auto Bogumiła Kobieli wpadło w poślizg i zderzyło się czołowo z autobusem. Aktor wiózł żonę Małgorzatę i dwójkę autostopowiczów. W drodze do szpitala towarzyszył żonie, która złamała rękę i miała obrażenia czoła, wydawało się, że to ona jest najciężej ranna. Dopiero w Bydgoszczy po wyjściu z karetki stracił przytomność. Okazało się, że Kobiela w wypadku doznał pęknięcia śledziony i krwotoku wewnętrznego. W nocy wojskowym samolotem został przetransportowany do kliniki w Gdańsku, gdzie przeszedł dwie operacje. Zmarł w południe 10 lipca 1969 r., osiem dni po wypadku.

Reklama

"Naprawdę boję się coraz częściej, że może zdarzyć się coś nieprzewidzianego, złego, bo nam za dobrze. A ja myślę, że przyroda zawsze wyrównuje, niestety" - pisał Kobiela w liście do żony Małgorzaty, lekarki w 1965 r.

W książce Macieja M. Szczawińskiego znalazły się m.in. nigdy niepublikowane listy do rodziny, zwłaszcza do mamy, a także fragmenty pamiętnika z podróży do Ameryki w 1964 roku, dokąd popłynął na statku "Batory".

Nowy Jork zrobił na aktorze, podobnie jak wcześniej Chicago, przygnębiające wrażenie. "Miasto-olbrzym (...) wszędzie budynki-giganty, w ogóle inna skala". "Czuję się zmiażdżony, zagubiony i przywołuję teraz w hotelu panicznie ratunkowe myśli o czymś moim, własnym, niedużym. Więc Tenczynek, grzybobranie w Tenczynku" - notuje Kobiela w swoim pamiętniku z podróży.

Wieś Tenczynek w Małopolsce, do dziś stoi tam rozłożysty dom, zakupiony jeszcze przez dziadka Bogumiła Kobieli. Tam mały "Bobek" spędzał dzieciństwo, a gdy dorośnie chętnie przyjeżdżał latem na wypoczynek.

Zezowate szczęście. Opowieść o Bogumile Kobieli” nie jest biografią w tradycyjnym rozumieniu. "Nie odtwarza chronologicznie kolei życia, nie kataloguje ról i ocen artystycznego spełnienia. To raczej liryczny reportaż przywołujący miejsca, w których bywał Bogumił Kobiela, ludzi, z którymi się spotykał i którzy byli dla niego ważni" - podkreśla Maciej M. Szczawiński we wstępie do książki.

Autor rozmawiał m.in z bratem aktora, Markiem Kobielą, żoną Małgorzatą, kuzynką Janiną Stapińską i spokrewnionym z Kobielą kompozytorem Wojciechem Kilarem.

Reklama

Poznajemy Kobielę zagubionego, przepracowanego, w ciągłych podróżach. „Nie potrafię wyżyć z gaży scenicznej. (...) Z zegarkiem w ręku przemieszczam się pomiędzy kabaretem, planem filmowym, studiem telewizyjnym czy radiowym. Wciąż w autobusie, pociągu, taksówce. Czuję, że młodość ustąpiła dorosłości. Przeliczającej czas na pieniądze” – żalił się aktor w jednym ze swoich ostatnich wywiadów.

Ale z listów wyłania się też Kobiela liryczny i romantyczny. „Wczoraj pomyślałem sobie, że wolałbym (nie śmiej się!), żebyś mnie dziesięć razy zdradziła, niż żeby stała Ci się najmniejsza krzywda. I dalej: wziąłbym na siebie w każdej chwili - mimo wielkiego tchórzostwa! - cały ból, jaki by mógł Cię spotkać” - pisze Kobiela w 1963 r. do żony Małgorzaty.

"Był człowiekiem i aktorem skomplikowanym. Nieoczywistym! Doprowadzał do kaskad śmiechu, ale był też - nazywam go tak za jego bratem - +kaskaderem śmieszności+. On brał na siebie naszą śmieszność, także tę żenującą, wstydliwą. To jest to słynne gogolowskie: +Z kogo się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie+" - dodaje przy okazji wydania książki Maciej M. Szczawiński.

Bogumił Kobiela urodził się 31 maja 1931 r. w Katowicach. W latach 1949-53 studiował w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie, gdzie kształcił się na jednym roku m.in. z Kaliną Jędrusik i Zbigniewem Cybulskim. Otrzymał dyplom z wyróżnieniem. Po studiach, z grupą absolwentów krakowskiej szkoły, zaangażował się do Teatru Wybrzeże w Gdańsku, prowadzonego przez Lidię Zamkow. Występował tam w latach 1953-55 i 1958-60, a także sporadycznie reżyserował.

W latach 1955-1958, razem ze Zbigniewem Cybulskim, został oficjalnie oddelegowany przez teatr do pracy w teatrzyku studenckim Bim-Bom w Gdańsku. Pisał tam teksty, reżyserował i występował jako aktor.

"Wnosił do naszego teatru (Bim-Bom - PAP) lekkość i wdzięk, subtelność i poetycki żart, wspaniały zmysł obserwacyjny i ogromne wyczucie sceny.(...) Był zawsze autorem najcelniejszych sformułowań, błyskotliwych drobiazgów, które nadawały całości niepowtarzalny styl.(...) Stale łamał utarte systemy myślenia, stale szukał czegoś nowego, nie chciał poddawać się konwencjom i unikał powtórzeń" - powiedział w 1969 r. Jacek Fedorowicz.

Kobiela zdobył w tym czasie wielką popularność jako aktor estradowy. W 1960 r. przeniósł się do Warszawy i do 1963 r. był aktorem Teatru Ateneum. W latach 1963-66 grał w warszawskich kabaretach Dudek i Wagabunda. Od 1966 r. do końca życia należał do zespołu Teatru Komedia.

Często występował w telewizji, głównie w programach estradowych, m. in. w programie "Poznajmy się", który prowadził razem z Jackiem Fedorowiczem i Jerzym Gruzą, a także w Teatrze TV (pamiętna rola Pana Jourdaina w sztuce "Mieszczanin szlachcicem" Moliera w reż. J. Gruzy.)

"Gdyby się urodził pół wieku wcześniej, z pewnością konkurowałby z Chaplinem, Keatonem, Lloydem i innymi wirtuozami burleski, był czystej wody komikiem" - powiedział o Kobieli wybitny reżyser teatralny Zygmunt Hübner.

A Andrzej Wajda twierdził - "Obdarzony świetną techniką aktorską mógł zagrać właściwie wszystko. Ponieważ posiadał też ogromną siłę komiczną, mechanicznie obsadzano go w rolach komediowych.(...) Chyba najbardziej cierpiał nad tym, że widownia żąda od Niego mniej, niż on może z siebie dać".

"Niestety, włożono go do szufladki z tandetnym błazeństwem” – komentował dosadniej prozaik i scenarzysta Jerzy Stefan Stawiński.

Kino zapewniło mu status gwiazdy. Wystąpił w najważniejszych obrazach tzw. Polskiej Szkoły Filmowej - "Popiele i diamencie" Andrzeja Wajdy oraz "Eroice" i "Zezowatym szczęściu" Andrzeja Munka. A debiutował rolą w "Trzech opowieściach" z 1953 r., zrealizowanych wspólnie przez Konrada Nałęckiego, Czesława Petelskiego i Ewę Poleską.

Kobiela swoją najbardziej znaną rolę - Jana Piszczyka w "Zezowatym szczęściu" Munka - zagrał w 1960 r. Stworzył postać polskiego antybohatera. "Rola Piszczyka napisana była specjalnie dla Kobieli. Bez niego ten film byłby może tylko dydaktyczną satyrą na ludzi bez własnego oblicza.(...) Aktor pokazywał człowieka uwikłanego w nieprawdę i tę nieprawdę demaskował. Jego bohater chce przybrać formę, w której inni by go akceptowali. Chce być taki jak inni, ale pech, czy może nadmiar dobrych chęci sprawia, że ten gorliwiec zostaje rozpoznany i wyśmiany" - pisał krytyk filmowy Tadeusz Sobolewski.

Wystąpił też w filmach "Rękopis znaleziony w Saragossie" Wojciecha Jerzego Hasa (1964), "Małżeństwo z rozsądku" Stanisława Barei (1966), "Ręce do góry" Jerzego Skolimowskiego (1967), "Człowiek z M-3" Leona Jeannota (1968), "Lalka" Wojciecha Jerzego Hasa (1968), "Wszystko na sprzedaż" Andrzeja Wajdy (1968).

Wspólnie ze Zbigniewem Cybulskim i Wilhelmem Machem stworzył też scenariusz filmu Janusza Morgensterna "Do widzenia, do jutra" (1960).

Bogumił Kobiela zagrał w 34 filmach, ale zaledwie kilka razy wystąpił w pierwszoplanowej roli, znany był za to jako mistrz epizodu. W wywiadzie dla "Filmu" w 1969 r. zaznacza: "W filmach gram dość często, choć ważnych ról, ciekawych postaci nie miałem wiele. Ciągle jednak mam nadzieję, że trafię na swoją rolę".

Premiery dwóch ostatnich dokonań zawodowych Kobieli – komedii Jerzego Ziarnika „Nowy” oraz skeczu Marii Czubaszek „Ogłoszenie” – odbyły się już po jego śmierci.

Aktor zmarł spoczął na cmentarzu w Tenczynku, niedaleko Krakowa, przy grobie swojej matki. Na pogrzeb najbliżsi aktora zamiast kwiatów przynieśli grzyby, bo Kobiela je uwielbiał.