Jak informowały media, z opublikowanych już w sieci przez Patryka Vegę fragmentów filmu "Polityka" wynika, że postać byłego rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza zostanie przedstawiona w bardzo niekorzystnym świetle. W związku z tym Misiewicz domaga się sądowego zablokowania premiery i dystrybucji filmu. Domaga się też od reżysera oraz od dystrybutora filmu miliona złotych zadośćuczynienia i przeprosin.

Reklama

Nikt, nawet twórca jakichś dzieł artystycznych, nie ma prawa naruszać czyjejś godności, czy kogoś obrażać (...) W związku z tym sąd będzie musiał ocenić, gdzie jest granica pomiędzy twórczością artystyczną, a ludzką godnością - powiedział w poniedziałek w Polsat News Bartłomiej Misiewicz.

Były rzecznik MON stwierdził, że żąda usunięcia kliku scen, które jego zdaniem są "skandaliczne, niepoparte niczym". Zwrócił też uwagę na wypowiedź Vegi, który zapowiedział, że jeśli sąd zablokuje premierę filmu "Polityka", to wyemituje go z chińskich serwerów. Pan Vega stawia się ponad prawem - mówił Misiewicz.

Z jednej strony robi z człowieka geja, z drugiej pokazuje seks z kobietą. Vega ma chyba rozdwojenie jaźni. Inna sprawa, że kiedy mówi się o mnie, można mówić wszystko - kontynuował w wywiadzie Misiewicz.

Reklama

Dodał również, że nie rozumie, dlaczego reżyser "nie zrobi promocji tego filmu w sposób uczciwy, tylko robi to na jego nazwisku (...) stąd w tym wniosku do sądu jest prośba, by zapoznać się ze scenariuszem" - podkreślił były rzecznik MON.

W pozwie nie chodzi mi o pieniądze. Zależy mi na usunięciu scen, które naruszają moją godność - podkreślał były rzecznik MON i dodał, że jego zdaniem "twórczość artysty ma swoje granice".

W wywiadzie na antenie Polsat News Misiewicz odniósł się też do postawionych mu przez prokuraturę zarzutów i swojego pobytu w areszcie. Czuję się niewinny. Wiem, że jestem niewinny - mówił Misiewicz.

Wiele rzeczy, o których nie mogę dziś mówić, by nie dawać satysfakcji prokuraturze, jest dla mnie w mojej sprawie po prostu dziwnych - stwierdził były rzecznik MON. Wyszedłem na wolność decyzją sądu, prokuratura robiła wszystko, by mnie w areszcie zatrzymać. Dziękuję RPO za stawanie w mojej obronie, kiedy moje prawa były naruszane. Stosowano areszt nawet po wpłaceniu 100 tys. złotych przez moich rodziców. To tylko jeden z dziwnych elementów tej sprawy - wskazywał na antenie Polsat News.

Były rzecznik MON spędził w areszcie pięć miesięcy. Wyszedł w czerwcu po wpłaceniu 100 tys. zł poręczenia majątkowego. Jest podejrzany o przekroczenie uprawnień i działanie na szkodę spółki PGZ. Spółka miała stracić ok. 0,5 mln zł.