Niewielka górska mieścina na dziesięć zimowych dni staje się centrum niezależnego kina. Na pocztówkowej Main Street i przy okolicznych kinach mijają się tłumy widzów, dziennikarzy i artystów z całego świata. Część z nich dobrze znamy – to choćby Julianne Moore, Mia Wasikowska, Jake Gyllenhall czy Naomi Watts. Inni mogą wkrótce stać się mega gwiazdami – to właśnie Sundance odkryło między innymi Quentina Tarantino, Stevena Soderbergha i Jennifer Lawrence. Na program festiwalu składa się mieszanka filmów pełno- i krótkometrażowych, dokumentów i fabuł, amerykańskich i „ze świata”. W tej ostatniej kategorii, w prestiżowym konkursie World Drama Competition, spotykają się filmy z Argentyny, Danii, Norwegii czy Polski.
„Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha, z wyśmienitą rolą Krystyny Jandy, był prezentowany w wypełnionym niemal po brzegi Ray Theatre, jednym z największych kin w Park City. Nakręcony w toskańskim miasteczku Volterra film opowiada o kilku dniach z życia polsko-włoskiej rodziny, której centralną postacią jest Maria (właśnie Janda), nagrodzona Noblem poetka, a przede wszystkim – wolny duch. Gdy do wybrzeży Europy przybywają kolejne grupy uchodźców, co wzbudza w mieszkańcach (nie tylko Volterry), strach przed mitycznym „obcym”. Z każdym kolejnym dniem, emocje przybierają na sile, a jedyną osobą, która nie chce im się poddać jest Maria. Jako intelektualistka, lecz także polska Żydówka aż za dobrze wie, czym pachnie dyskryminacja ze względu na wygląd i pochodzenie. Wkrótce, podczas uroczystości zorganizowanej na swoją cześć przed lokalnych notabli, wygłasza szalenie kontrowersyjne przemówienie na temat niedawnego ataku terrorystycznego w Rzymie. Jej słowa wywołują poważne konsekwencje, także w jej rodzinie. Ale poetka nie chce żyć tylko polityką, bardziej zajmuje ją to, co prywatne – relacje z mężem, córką, wnuczką oraz dużo młodszym imigrantem z Egiptu, Nazeerem, który prowadzi w Volterze niewielką knajpkę. Tę dwójkę łączy subtelne uczucie, pełne wzajemnego zrozumienia, szacunku i fascynacji – czyli stanowi przeciwieństwo relacji między Europą a Bliskim Wschodem i Afryką.
Więcej niż kropla goryczy
Film skupia się na emocjach i relacjach między Marią i jej najbliższymi, i choć ten opis brzmi banalnie, „Słodki koniec dnia” jest od banału daleki. Poprzez codzienne zdarzenia Borcuch pokazuje w jak pełnym napięcia i niepokoju świecie żyjemy i jak politycy chętnie manipulują tymi nastrojami. Buduje nastrój pełen niepewności, ale i melancholii oraz bolesnej świadomości własnego przemijania, co jest zresztą znakiem rozpoznawczym jego kina.
- Reprezentuję tę część Starego Kontynentu, która zastanawia się, co się stanie dalej. Mam wrażenie, że Europa nie ma w tej chwili jasnej koncepcji, jak się rozwijać. Wyraźnie słychać tylko głosy ekstremistów z nacjonalistycznymi skłonnościami, którzy próbują wykorzystać tę sytuację – mówi nam w Park City reżyser i współscenarzysta filmu, Jacek Borcuch. – Chciałem, aby postać Marii była metaforą Europy, która rozpada się i trzeszczy. Ale to nie jest tylko polityczna opowieść o współczesnej Europie. Czytanie go w tej sposób może być niewystarczające. – dodaje. Drugim autorem scenariusza jest Szczepan Twardoch, który razem z Borcuchem przemierzał Toskanię w poszukiwaniu pomysłów i rozwiązań. Twórcy współpracowali na wczesnym etapie realizacji filmu, wkrótce Twardoch zajął się pisaniem swojego bestsellerowego „Króla”.
Plątanina języków
Filmowi Borcucha daleko od doraźności i lokalności; jest w pełni europejski, nie tylko dlatego że powstał przy udziale międzynarodowej ekipy twórców, a na planie w Toskanii mówiło się w czterech językach. Tę historię można opowiedzieć w niemal każdym zakątku naszego kontynentu i będzie tak samo realistyczna i prawdziwa. Z pewnością uniwersalizm spodobał się selekcjonerom Sundance oraz festiwalowej publiczności. Widzowie, z których część mogła widzieć poprzednie filmy Borcucha pokazywane w Park City („Wszystko co kocham” w 2010 i „Nieulotne” w 2013), opuszczający seans komplementowali przede wszystkim nastrój, w jaki wprowadza film, charyzmatyczną postać graną przez Krystynę Jandę oraz pracę operatora Michała Dymka, który pokazał zupełnie inne oblicze Toskanii. Okolice Volterry nie są romantyczną, skąpaną w słońcu sielanką, tylko lekko surowym, wysuszonym krajobrazem – podobnie jak Europa, o jakiej film opowiada. Krystynie Jandzie, grającej w doskonale stonowany sposób, partnerują Kasia Smutniak (córka Marii) oraz Lorenzo de Moor (Nazeer). – Gdy przeczytałam scenariusz po raz pierwszy, pomyślałam, że jest to bardzo odważny projekt i nie powstaje ich znowu tak wiele – wspomina Smutniak, mieszkająca na stałe we Włoszech, gdzie ma status mega gwiazdy. Dodaje, że jednymi z najważniejszych dla niej tematów „Słodkiego końca dnia” jest relacja między kobietami oraz kobiecy bunt. – Buntuje się Maria, moja postać oraz jej córka [w tej roli Miła Borcuch – przyp.red.]. Nie wynika on z wieku, tylko dojrzewania każdej z tych bohaterek. Smutniak dodaje, że w tym sprzeciwie kryje się potrzeba wolności – słowa, myśli i zachowania. Z kolei włoski aktor de Moor trafił na plan filmu nie dzięki długiemu castingowi, lecz koktajlowi, który wypił w Rzymie z reżyserem. Na spotkanie zaprosiła go jedna z polskich producentek, Marta Lewandowska.
- Rozmawialiśmy może półtorej godziny. Wkrótce Jacek zadzwonił i zaproponował mi rolę. – wspomina de Moor. Po długiej liście komplementów wypowiedzianych pod adresem Krystyny Jandy, opowiada anegdotę: - Nie znam polskiego, a Krystyna za dobrze angielskiego. Na planie mówiła do mnie po francusku, a ja do niej po włosku. Stworzyliśmy w tej sposób własny język. Dopiero podczas nagrywania wspólnych scen, gdy mówiliśmy oboje po włosku, rozumieliśmy w stu procentach, co mówi partner.
Siła kobiet
Krytycy w większości ciepło przyjęli film Borcucha. „subtelna narracja i zniewalające aktorstwo Jandy tworzą wdzięczny film, który angażuje uwagę widza i często bardzo porusza” pisze Allan Hunter z branżowego magazynu „The Screen Daily”. Z kolei Tomris Laffly, pisząca dla wpływowego portalu RogerEbert.com określa „Słodki koniec dnia” jako „elegancki dramat”, chwali pierwszoplanową rolę i wymienia polski tytuł jako jeden z najciekawszych filmów tegorocznego festiwalu. Polscy widzowie będą mieli okazję obejrzeć i ocenić produkcję Borcucha od 10 maja. Nie tylko polscy twórcy przedstawiają na Sundance portrety mocnych, charyzmatycznych kobiet, czasami też bardzo kontrowersyjnych. W takich filmach jak „Late Night” z Emmą Thompson, która gra brytyjską komiczkę prowadzącą wieczorny show w amerykańskiej telewizji „Troop Zero” o złożonej z outsiderek drużynie harcerskiej, duńskim „Queen of Hearts” opowiadającym o romansie macochy i pasierb, dokumencie „Ask Dr. Ruth” o kimś w rodzaju niemiecko-amerykańskiej Michaliny Wisłockiej czy „After the Wedding” z Julianne Moore i Michelle Williams złączonych w nieoczekiwanych okolicznościach – pierwsze skrzypce grają kobiety.
Podczas festiwalu odbywają się też spotkania, dyskusje i panele dotyczące braku równouprawnienia w branży i burze mózgów, jak tę sytuację zmienić. Festiwal z dumą podkreśla, że aż 41% filmów pełnometrażowych i seriali przyjętych do programu w 2019 roku, wyreżyserowały kobiety. W przypadku krótkich metraży jest to aż 52%. To doskonały rezultat, szczególnie porównaniu do festiwali w Cannes czy Wenecji, gdzie filmy reżyserek należą do zdecydowanej mniejszości.
Niedotykalscy
Innym wydarzeniem Sundance są głośne dokumenty – „Untouchable” o wszechpotężnym Hollywoodzkim producencie Harvey’u Weinsteinie. Oskarżony przez liczne gwiazdy o molestowanie seksualne, okrył się niesławą, a jego upadek był tyle głośny co szybki. Michael Jackson nigdy nie został podstawiony przed sądem pod zarzutem molestowania, ale o popełnionych przez niego przestępstwach opowiada „Leaving Neverland”, niemal czterogodzinny film, którego obejrzenie na Sundance graniczyło z cudem. Dwa pokazy w małych salach odbyły się na samym początku festiwalu, a pod kinami czekali w pogotowiu psychologowie, na wypadek, gdyby widzowie potrzebowali wsparcia. Co takiego mogło nimi wstrząsnąć? Relacja ofiar „Króla Popu”, dziś dorosłych mężczyzn. Na razie nie wiadomo, czy i kiedy obejrzymy ten wyprodukowany przez HBO dokument w Polsce. Do naszych kin na pewno trafi „Extremly Wicked, Shockingly Evil and Vile”- film fabularny o seryjnym mordercy Tedzie Bundy’m ze świetną rolą zmienionego nie do poznania Zaca Efrona. Prawa do dystrybucji ma firma Best Film, która nie podała jeszcze daty premiery tytułu. Z kolei „Velvet Buzzsaw”, czarną komedię zmieszaną z horrorem można oglądać na Netflixie od 1 lutego. W kolejnych tygodniach pewnie dowiemy się, czy też i inne filmy z programu Sundance trafią do polskich kin, bo festiwal to nie tylko święto kina, ale też targi, na których dystrybutorzy robią wielkie zakupy. Bo sztuka, sztuką, ale najważniejsze, żeby film trafił do widza.