W filmie "Underdog" wciela się pan w postać trenera Eryka Lubosa. Chciał pan nim zostać kiedyś, prywatnie?
Uprawiam ten zawód, dlatego, że mogę być i trenerem, i kosmonautą, ale tak w życiu żebym prywatnie marzył o tym, to nie. Propozycję tej roli przyjąłem z wielką satysfakcją. Poznałem przy okazji nowe środowisko ludzi. Okazało się, że to bardzo fanastyczni kolesie.
Środowisko inne, niż to, które spotykał pan na planie filmów Patryka Vegi?
Tam nie było sportowców walczących w MMA (śmiech). Nie kategoryzuje, które lepsze, które gorsze. Cieszę się, że uprawiam ten zawód, bo bardzo dużo podróżuję i poznaję mnóstwo fantastycznych ludzi.
Co takiego jest w walkach MMA pana zdaniem, że przyciąga i sprawia, że ta dziedzina ma coraz większa liczbę fanów?
Człowiek od początku swojego istnienia lubił walki i sam walczył. To jest w genach, we krwi. Taka ukryta chęć oglądania, jeśli ja się nie mogę zmierzyć, to lubię popatrzeć. Już w starożytnej Grecji popularne były zapasy. Sporty walki towarzyszą ludzkości od tysięcy lat. Nie widzę w tym nic dziwnego. Ludzie potrzebują i takiej rozrywki.
Bił się pan będąc dzieckiem?
Oczywiście. Trzeba było walczyć z innymi chuliganami o trzepak, piaskownicę, o dziewczyny, które patrzyły z okna przedszkola.
Czy tę rolę w "Underdogu" zalicza pan do kolekcji ról czarnych charakterów?
Tym razem nie. To jest bardzo pozytywny człowiek, specjalista, który ma taką przypadłość jak zespół Tourette’a. To było dla mnie pewne wyzwanie. Ludzie na planie mówili, że dałem sobie radę. Poza tym gram dobrego trenera, a dobry trener jest taki, że musi użyć kija i marchewki. Dojść do zawodnika. Kosa upadł bardzo nisko, był na dnie. Pojawiłem się i wyciągnąłem go, przygotowałem do walki, którą musiał stoczyć z bohaterem granym przez Mameda.
Podobno marzy pan o roli amanta?
Jestem amantem (śmiech). A tak na serio, to czekam aż może się taka propozycja przydarzy.
Mówi się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Pana syn również działa w branży filmowej.
On chciał być reżyserem, ale odnalazł się fantastycznie w montażu. Zdał egzaminy, dostał się z pierwszego miejsca. Najważniejsze jest, że kocha tę robotę. To mnie przepełnia radością, to jest najważniejsze, że widzę jak on uwielbia to, co robi.