Dlaczego o tym piszę? Bo sprawa Mathesona uzmysławia, że choć akcja adaptacji głośnej powieści młodzieżowej Emily M. Danforth rozgrywa się na początku lat 90., problem "leczenia homoseksualizmu" wciąż jest aktualny, mit "byłego geja" - wciąż podtrzymywany, a zdrowie i życie wielu młodych ludzi - wciąż z tego tytułu zagrożone.

Reklama

W marcu zeszłego roku Parlament Europejski wezwał wszystkie kraje członkowskie do delegalizacji pseudonaukowej "terapii". Kilka tygodni później Polska została upomniana w tej sprawie przez ONZ. Mimo to ze wszystkich państw UE oficjalny zakaz nieetycznej praktyki wprowadziła jak na razie jedynie Malta, i to niezależnie od unijnych wytycznych. Na terenie Polski nadal działają, pod egidą Kościoła lub laikatu, ośrodki krzywdzące bez przeszkód osoby nieheteronormatywne, przeważnie młode. Podobnie jak w USA.

Do jednego z takich miejsc trafia tytułowa bohaterka filmu, osierocona nastolatka z prowincji, dopiero odkrywająca własną seksualność. Trafia oczywiście nie na własne życzenie, lecz pod przymusem zdewociałych krewnych, po tym jak na balu maturalnym zostaje przyłapana w niedwuznacznej sytuacji z przyjaciółką.

Reklama

Chrześcijańską placówką o jakże obiecującej nazwie Boża Obietnica kieruje świeckie rodzeństwo, dyrektorka dr Lydia Marsh (Jennifer Ehle), surowa i oschła niczym siostra Ratched z "Lotu nad kukułczym gniazdem", oraz jej znacznie sympatyczniejszy i bardziej wylewny brat Rick (John Gallagher Jr.), "były gej" zresztą. Wbrew pozorom nie są to jednak figury ani przesadnie demoniczne, ani groteskowe - młoda reżyserka nigdy nie pozwala sobie na łatwą szyderę z "nawiedzonych". To bardziej ludzie pogubieni, zaczadzeni ideologią, niż z gruntu źli. Sami potrzebują leczenia.

Empatia Akhavan skierowana jest jednak przede wszystkim na "wychowanków" ośrodka. Film dojmująco ukazuje strukturę i specyfikę "terapii". Dziewczyny zniechęca się do sportu, chłopakom obcina się włosy. Podczas sesji od uczestników oczekuje się "bezwzględnej szczerości", tyle że owa "szczerość" musi się zgadzać z narzuconą linią programową, z tym, "co zrobiłby Jezus". Że nie ma to większego sensu? A od kiedy w ogóle nauka Kościoła była logicznie spójna? "Nie macie pojęcia, co tu robicie, prawda?", pyta Ricka w pewnym momencie zrozpaczona Cameron (Chloë Grace Moretz). Ano nie mają. Ale robią - z przekonaniem kontynuują nieludzką misję odzierania dzieciaków z tożsamości, wpajania im nienawiści do samych siebie. Wszystko po to, by "na powrót" przypisać ich do "właściwych" szufladek genderowych. By się "zgadzało".

Reklama

W całym tym procesie indoktrynacji bardzo istotną rolę odgrywa język. To kolejny po "Czarnym bractwie" film pokazujący, jaką moc ma odpowiednia komunikacja, perswazja poprzez słowo. U Spike'a Lee dewaluacja pojęć, pomieszanie, a nawet odwracanie znaczeń wpływało na postrzeganie świata przez bohaterów - i analogicznie jest w "Złym wychowaniu...". Kiedy bez przerwy słyszysz, że za całe zło odpowiadają czarni, że "Ameryka jest rasistowskim krajem", ale dlatego, że jest "antybiałym" - jak perorował u Lee szef Ku Klux Klanu, David Duke, niepozorny facet z wąsikiem, skądinąd wypisz wymaluj Rick ze "Złego wychowania..." - prędzej czy później dajesz temu wiarę. Kiedy non stop słyszysz, że żyjesz w "grzechu", że trzeba cię "naprostować", "naprawić", "uleczyć", też zaczynasz w to wierzyć. Tym bardziej gdy jesteś zagubioną nastolatką. A Cameron już na wejściu słyszy, że jej imię jest męskie i absolutnie nie wolno go skracać do "Cam", jak dziewczyna preferuje, bo to tylko wzmacnia "płciowy zamęt". Tak daleko sięga chrześcijańska troska.

Media

Myli się jednak ten, kto sądzi, że te wszystkie depresyjne tematy i sceny tortur psychicznych składają się na obraz mroczny i ponury. Zaskakująco dużo jest w "Złym wychowaniu..." pogodnej tonacji i ciepłego humoru. Jak w każdej dobrej opowieści młodzieżowej, wartością nadrzędną okazuje się przyjaźń - w miarę jak uparcie pasywna Cameron wkręca się w towarzystwo dwojga cichych buntowników, sarkastycznej hipiski (Sasha Lane, sensacyjne odkrycie "American Honey") i błyskotliwego wrażliwca z plemienia Lakota (Forrest Goodluck), zaczyna powoli dojrzewać do samostanowienia o sobie.

W jednej z najlepszych scen filmu radio zaczyna grać wielki przebój lat 90., "What's Up?" grupy 4 Non Blondes. Cameron z początku nieśmiało podśpiewuje, by wreszcie wskoczyć na stół i przy entuzjazmie przyjaciół wykrzyczeć refren: "Co się dzieje?!". A potem wraz z wokalistką... "pomodlić się o rewolucję".

Trwa ładowanie wpisu

"The Miseducation of Cameron Post", USA 2018, reż. Desiree Akhavan, dystrybucja: Aurora Films