"Girl" opowiada historię Lary, delikatnej piętnastolatki o powierzchowności młodej Juliette Lewis. Dziewczyna ciężko trenuje w prestiżowej szkole tańca, marząc o karierze baletnicy. Jest jej jednak dużo trudniej niż rówieśnicom, gdyż ogranicza ją własne ciało - ciało chłopaka.
Lara czeka na operację zmiany płci, lecz przedtem musi przejść żmudną terapię hormonalną, co wystawia cierpliwość bohaterki na wielką próbę. Wiadomo wszak, że powściągliwość jest ostatnią cechą, jaką można by przypisać do wieku dojrzewania, a co dopiero w połączeniu z tak poważnym problemem tożsamościowym.
Szczęście w nieszczęściu, że przy całej emocjonalnej huśtawce Lara może liczyć na bezwarunkowe wsparcie bliskich i lekarzy. W końcu to cywilizowany świat (edukacja seksualna i tolerancja dla LGBT stoją w Belgii na wysokim poziomie), nie ponura rzeczywistość naszego podwórka, znana choćby z dokumentu Karoliny Bielawskiej "Mów mi Marianna". Jednak mimo wszystko presja wywierana przez nauczycieli tańca, bezmyślny mobbing ze strony "liberalnych" koleżanek i wręcz straceńcza autodyscyplina, jaką Lara sobie narzuca, owocują stresem, który destrukcyjnie wpływa na jej i tak już osłabiony lekami organizm.
Larę gra profesjonalny tancerz Victor Polster i jest to olśniewający debiut. Polster nie tylko wypada niezwykle wiarygodnie w scenach tanecznych, oddając cały wysiłek fizyczny, determinację i ból bohaterki cierpiącej z powodu pokrwawionych stóp czy otarć pachwin (Lara musi maskować genitalia taśmą klejącą), ale i w pełni przekonująco obrazuje jej psychikę, wrażliwość i wewnętrzne rozedrganie.
Cały drugi plan także stoi znakomitym aktorstwem, z czego szczególnie wyróżnia się Arieh Worthalter, znany dotąd polskim widzom przede wszystkim z roli Paula Langevina, kochanka Marii Skłodowskiej-Curie z filmu Marie Noelle. W "Girl" Worthalter gra Mathiasa, ojca Lary, i jest to kolejny tutaj triumf autentyzmu - jego bohater jest bezbrzeżnie oddany córce, troskliwy i wyrozumiały, niemniej w jego postawie, chwilami aż nadopiekuńczej, nie ma grama fałszu ani lukru. To bodaj najlepszy, najbardziej empatyczny ekranowy ojciec od czasu Perlmana seniora granego przez Michaela Stuhlbarga w "Tamtych dniach, tamtych nocach".
Fascynujące, że gdyby wyekstrahować z "Girl" cały wątek trans, a zostawić tylko historię pasji do baletu à la "Billy Elliot", wciąż byłby to zapewne niezły film. Ale i w obecnym kształcie, dzięki zdolności Dhonta do przekuwania specyficznego w uniwersalne i vice versa, siedzi w "Girl" także opowieść o typowej nastolatce, której spieszno do dorosłości rozumianej jako życie na własnych warunkach.
Reżyser przygląda się domowym i szkolnym relacjom Lary z rzadko spotykanym wyczuciem. Nie uderza w wysokie tony i nie eskaluje sytuacji konfliktowych, tak częstych w kinie podejmującym tematy homo- czy transfobii. Stawia na mikro-obserwacje codzienności, jak w zwyczajnej-niezwyczajnej scenie, gdy 6-letni brat bohaterki, Milo (Oliver Bodart), złośliwie nazywa siostrę "Victorem", jej wcześniejszym imieniem, po czym szybko się reflektuje i obiecuje już nigdy tego nie robić. Jest w tej scenie przejmujący realizm i głęboki humanizm jednocześnie.
I być może także przez wcześniejsze tonowanie napięć dramatyczne wydarzenia, do jakich dochodzi w końcówce filmu, uderzają jak obuchem. Nie sposób wówczas opędzić się od myśli, że skoro przy tak silnym wsparciu bohaterka decyduje się na drastyczny krok, co muszą czuć transpłciowe nastolatki w skrajnie niesprzyjających warunkach polskich? Co muszą czuć dzieciaki uwięzione we własnym ciele, kiedy rzeczywistość za oknem jeszcze im tych więzów dokłada?
"Girl", Belgia / Holandia 2018, reż. Lukas Dhont, dystrybucja: Nowe Horyzonty