"Dla mnie Kazimierz Kutz był bardzo ważny jako ten reżyser, który otworzył mi drogę do kariery, ale takiej, którą on znaczył własnymi osiągnięciami. Widział siebie jako warsztatowca. Umiał reżyserować w określonych konwencjach i sam narzucał sobie dyscyplinę. Każde jego dzieło filmowe i teatralne operowało specyficznym, osobnym językiem. Widać to było już w jego pierwszym filmie +Nikt nie woła+" - powiedział Olgierd Łukaszewicz.
Aktor, który zagrał główne role w m.in. "Soli ziemi czarnej" i "Perle w koronie", przypomniał, że reżyser długo nie chciał opowiadać o Śląsku. Jak mówił, po ukończeniu Łódzkiej Szkoły Filmowej fascynowała go estetyka "szkoły polskiej", silnie inspirował się też kinem włoskim. Dopiero w wieku czterdziestu lat zdecydował się nakręcić filmy, których akcja rozgrywała się w scenerii jego małej ojczyzny. "Wszedł w zbiorową wyobraźnię, pokazując Polakom, czym jest Śląsk. Jego filmy są w gruncie rzeczy obrazami. Są jak mity, jak Biblia, mają coś z literatury południowoamerykańskiej – trochę magiczne, trochę ludyczne. Takiego kina nikt po nim nie próbował robić. O Śląsku opowiadano potem jedynie w konwencji komediowej i gwara śląska została sprowadzona do dowcipu, wicu" - podkreślił.
Łukaszewicz wspomina Kazimierza Kutza jako wielkiego erudytę. "Przeczytał morze książek. Pożerał te książki. To dlatego specjalizujący się w literaturze profesor Aleksander Jackiewicz w Szkole Filmowej powierzył mu asystenturę. On, chłopak z familoków górniczych tak się zawziął, że został znawcą literatury. Mówił, że najbliższy jest mu Stendhal i jego wrażliwość, chociaż to przez lata się zmieniało" - przypomniał aktor. Prywatnie zapamiętał Kutza jako doskonałego partnera do rozmów i dyskusji. "Był osobą, która zawsze dominowała towarzystwo, ale z pełną zgodą i zachwytem słuchaczy" - dodał. "Uwielbiał charakteryzować różne osoby lub opowiadać zdarzenia, których był świadkiem albo które zasłyszał, i ubierał je w dramaturgiczne konstrukcje. Zawsze miał mnóstwo historii do opowiedzenia" - wspominał.
Olgierd Łukaszewicz powiedział, że kiedy po raz pierwszy dostał do rąk scenariusz "Soli ziemi czarnej", lektura tak bardzo go wciągnęła, że nie mógł się od niej oderwać. "To mi się w życiu więcej nie zdarzyło" - przyznał. Film nie przypadł jednak do gustu władzom, zwłaszcza Edwardowi Gierkowi. "Uznał, że ten film jest za mało konkretny. Kutz tłumaczył, że to jest poezja" - opowiadał Łukaszewicz.
"W pracy był dyktatorem; przyjacielem, ale dyktatorem. Jego wizja była tak silnie ukształtowana, że bardzo chciał zrealizować to, co miał w głowie. Popędzał wszystkich do pracy. Pamiętam, jak zbeształ operatora filmowego, który starał się mnie dopasować do tła. Dla Kutza ważniejsze było to, żebym się czuł swobodny w emocjach. To było bardzo przyjazne porozumienie. On była trochę jak starszy brat, może nawet ojciec – tak mi się wtedy wydawało, choć było między nami tylko siedemnaście lat różnicy. Bardzo dbał, żebym miał luksus skupienia, a jednocześnie swobody. Prowadził mnie na nitce. W filmach, w których grałem, jako moje partnerki dobierał amatorki. W bardzo piękny sposób pokazywał im, jak stanąć przed kamerą i być naturalnym. Potrafił wspaniale opowiadać o tym, co chce osiągnąć w danej scenie. Interesowało go, co się dzieje w człowieku" - mówił Olgierd Łukaszewicz.
Zdaniem aktora ogromnie istotna była również działalność polityczna Kazimierza Kutza. Podkreślił, że "w życiu publicznym, tak jak na planie, dał się poznać trochę jako chuligan, który umyślnie używał żargonu plebejskiego. Całe życie podkreślał, że jest plebejuszem". To miała być jego broń przeciwko obłudzie w życiu politycznym. Łukaszewicz przypomniał, że do biura poselskiego Kutza w Katowicach przychodzili ludzie z "bardzo ludzkimi, zwykłymi problemami". "On się w to angażował. On się w tym spełniał" - podkreślił. Łukaszewicz widział w reżyserze doskonałego analityka, który potrafił wspaniale interpretować dzieła literackie i filmowe. Doskonale też analizował sytuację na scenie politycznej, czemu dawał wyraz jako felietonista. "Miał olbrzymie ambicje, żeby być perfekcyjny warsztatowo i kilka jego dzieł weszło już do kanonu arcydzieł polskiej kinematografii" - podsumował Olgierd Łukaszewicz.
Kazimierz Kutz zmarł we wtorek po długiej chorobie, miał 89 lat.