Najpierw historia, bo ona gra tym razem pierwsze skrzypce. W 1932 roku pod auspicjami prezydenta weneckiego Biennale Sztuki hrabiego Giuseppe Volpiego di Misurata (jego imię nosi jedna z sal projekcyjnych Palazzo Cinema i nagroda aktorska Puchar Volpiego) zorganizowano pierwsze pokazy filmowe. Jednak dopiero od 1935 roku impreza zaczęła się odbywać corocznie. Obok Cannes i Berlina festiwal na wyspie Lido pozostaje jedną z najbardziej prestiżowych imprez filmowych na świecie. To tutaj Złote Lwy weneckie odbierali rok temu Guillermo del Toro za "Kształt wody", a wcześniej m.in. tacy twórcy kina, jak Darren Aronofsky, Ang Lee, Andriej Zwiagincew, Jafar Panahi, Krzysztof Kieślowski (za "Trzy kolory. Niebieski" w 1993 roku), Louis Malle, Jean-Luc Godard, Krzysztof Zanussi (za "Rok Spokojnego Slońca" w 1984 roku), Wim Wenders, John Cassavetes, Luchino Visconti.
Długa i niemożliwa do przytoczenia w całości jest także lista aktorów i aktorek, którzy zostali nagrodzeni Pucharem Volpiego - by wspomnieć choćby Charotte Rampling, Michaela Fassbendera, Helen Mirren, Javiera Bardema, Annę Magnani, Jeana Gabina czy Sophię Loren. Dodam jeszcze, że Honorowe Złote Lwy za całokształt otrzymają w tym roku Vanessa Redgrave i David Cronenberg. Swoją statuetkę Redgrave odbierze dziś wieczorem w Sala Grande Palazzo Cinema. Osiemdziesięciojednoletnia gwiazda świętuje w tym roku 60-lecie pracy artystycznej. Ma na swoim koncie dziesiątki prestiżowych wyróżnień, w tym aż sześć nominacji do Oscara. Statuetkę Akademii udało jej się zdobyć raz - w 1978 roku za drugoplanową rolę w "Julii". W 1994 roku otrzymała w Wenecji Puchar Volpiego za kreację w "Małej Odessie".
Honorowe Złote Lwy były także udziałem Polaków. W 2016 roku ten zaszczyt przypadł Jerzemu Skolimowskiemu, w 1998 roku - Andrzejowi Wajdzie, zaś w 1993 roku - Romanowi Polańskiemu.
Odkąd dyrektorem festiwalu został Alberto Barbera, każdy kolejny film otwierający festiwal na Lido otrzymywał Oscara (albo za najlepszy film, albo za najlepszą reżyserię). Tak było w przypadku - kolejno - "Grawitacji" Alfonso Cuarona, "Birdmana" Alejandro Gonzaleza Inarritu, "Spotlight" Toma McCarthy'ego, "La La Land" Damiena Chazelle'a oraz "Kształtu wody" Guillermo del Toro. Tegoroczny wybór Barbery na film otwarcia - "Pierwszy człowiek" w reżyserii Chazelle'a oraz z rolami Ryana Goslinga i Claire Foy - to również jeden z oscarowych pewniaków.
Dramat "Pierwszy człowiek", który do polskich kin trafi już 19 października, opowiada o misji kosmicznej amerykańskiego astronauty Neila Armstronga, w którego wcielił się Ryan Gosling. Scenariusz filmu powstał na podstawie książki Jamesa R. Hansena "First Man: A Life of Neil A. Armstrong". Ukazuje losy astronauty w latach 1961-69, gdy NASA przygotowywała lądowanie pierwszego człowieka na Księżycu. Od tego epokowego momentu minęło 49 lat. Dokładnie 20 lipca 1969 roku Armstrong, stawiając stopę na Księżycu, powiedział słynne: "To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości". Damien Chazelle wyznał w Wenecji, że jest zachwycony, że po sukcesie "La La Landu" znów powrócił na Lido. Alberto Barbera nie omieszkał dodać, że jego zdaniem film otwarcia to bardzo osobiste, oryginalne i fascynujące dzieło, które stanowi potwierdzenie wielkiego talentu Chazelle'a. Największym wyzwaniem, jak stwierdził reżyser w magazynie "CIAK in Mostra", było to, że z legendarnego lądowania nie zachowały się żadne materiały poza nagraniami telewizyjnymi słabej jakości. Tymczasem oglądając film, można się niemal poczuć w skórze i dosłownie w butach Armstronga, który dotyka powierzchni Księżyca. Walorem obrazu jest także nacisk na skrywane, a przynajmniej ginące w cieniu megasukcesu ludzkości prywatne, jednostkowe dramaty, ofiary, wyrzeczenia, które poprzedziły wielki krok cywilizacyjny człowieka.
Tegoroczne (z przewagą kobiet) jury pod przewodnictwem Guillermo del Toro i z udziałem Małgorzaty Szumowskiej oraz aktorek: Sylvii Chang, Trine Dyrholm, Nicole Garcii, Naomi Watts, aktora Christopha Waltza oraz reżyserów Paolo Genovese i Taiki Waititiego będzie miało w czym wybierać. Zapowiada się absolutnie niezwykły festiwal, godnie podkreślający jubileuszową edycję.
Wczorajsze party na tarasie luksusowego hotelu Danieli pod hasłem "Shape of Fantasy", stylizowane wystrojem i kuchnią na filmowe światy "Labiryntu fauna" oraz "Kształtu wody", pomyślane zostało oczywiście jako hołd dla Guillermo del Toro i zarazem zawiązanie do ubiegłorocznych Złotych Lwów dla tego drugiego tytułu. Przebojem był mus cytrynowy w kształcie gałki ocznej serwowanej wprost z... galaretowanej czarnej dłoni, a i samo "danie" podlewane było... oparami mgły. Odważyłam się, spróbowałam. Mus genialny! A forma, powiedzmy, fantazyjna i mocno filmowa.
To, że w tym roku do Wenecji przybyło więcej gwiazd niż do Cannes, jest sporą, choć niejedyną zasługą imponującej obecności Netflixa na Lido. Było do przewidzenia, że po przepychankach z organizatorami Cannes platforma streamingowa skieruje swoją uwagę na Lido, zwłaszcza że terminy wrześniowe pasują o wiele lepiej niż majowe do oscarowej kampanii promocyjnej. Rok temu wielkie kontrowersje wzbudziły na Croisette nominacje do Złotej Palmy dla dwóch filmów netflixowych, "Okji" i "Opowieści o rodzinie Meyerowitz", dzieląc widzów, dziennikarzy, filmowców i branżę na zagorzałych zwolenników i przeciwników. Zgodnie z nowymi zarządzeniami organizatorów festiwalu w konkursie canneńskim nie mogą startować filmy, które nie będą dystrybuowane w kinach francuskich. Netflix w ramach protestu w ogóle nie pokazał więc w Cannes m.in. wyczekiwanych i ciekawie się zapowiadających "Romy" Alfonso Cuarona i "Norway" Paula Greengrassa, nie wspominając o dwóch filmach związanych z Orsonem Wellesem. Pierwszy to poświęcony mu dokument "They'll Love Me When I’m Dead", zaś drugi - "The Other Side of the Wind" - to ostatnie dzieło Mistrza, dokończone po jego śmierci, ze znaczącym wkładem polskiego producenta Filipa Jana Rymszy. I to wszystko zostanie pokazane premierowo właśnie w Wenecji, która nie ma oporów w zapraszaniu do konkursu i innych sekcji filmów netflixowych.
Na Lido dziennikarze i widzowie czekają m.in. właśnie na "Romę" Alfonso Cuarona, który ma na swoim koncie takie hity, jak "Grawitacja", "Ludzkie dzieci" czy "I twoją matkę też". Jego najnowszy film ma być zapisem burzliwego roku z życia średniozamożnej rodziny mieszkającej w Meksyku w latach 70. Sporo nadziei wiąże się także z nowym obrazem niezwykłego reżysera Paula Greengrassa ("Kapitan Phillips", "Lot 93", "Ultimatum Bourne'a"), który w obrazie "22 lipca", podobnie jak Erik Poppe w niezbyt udanym "Utoya 22 lipca", dotyka wydarzeń najtragiczniejszego zamachu terrorystycznego w Norwegii i przywołuje postać prawicowego ekstremisty Andersa Breivika, który z zimna krwią zastrzelił na wyspie Utoya 77 młodych ludzi. Netlfix pokaże w Wenecji jeszcze dwa inne filmy: "Sulla mia pelle" w reżyserii Alessio Cremoniniego oraz "The Ballad of Buster Scruggs" braci Coenów.
Trzeba przyznać, że duet Coenów rozsmakował się opowieściach osadzonych – jak "Prawdziwe męstwo" – na Dzikim Zachodzie, bądź czerpiących z kina westernowego pełnymi garściami – jak "To nie jest kraj dla starych ludzi". Czekam z ciekawością, czym poczęstują nas tym razem. Początkowo miał to być serial telewizyjny składający się z sześciu opowieści osnutych wokół postaci Bustera Scruggsa. Ostatecznie bracia zdecydowali o wypuszczeniu wszystkich odcinków naraz jako jednego filmu. W "The Ballad of Buster Scruggs” zobaczymy m.in. Tima Blake'a Nelsona, Jamesa Franco, Zoe Kazan i Liama Neesona.
W tym roku w konkursie weneckim pojawi się sporo kina historycznego. Kolejnym wielokrotnie nagradzanym reżyserem, który przyjedzie do Wenecji, jest Mike Leigh, doceniony tu kilka lat temu za "Pana Turnera", film biograficzny o malarzu Williamie Turnerze. O Złotego Lwa powalczy jego "Peterloo" opowiadający o masakrze w Manchesterze w 1819 r., kiedy to krwawo stłumiono manifestujących na rzecz poszerzenia praw wyborczych.
W konkursie znajdzie się też "Zachód słońca" László Nemesa, reżysera oscarowego "Syna Szawła". Nemes ponownie przeniesie nas w czasie, tym razem jednak jeszcze dalej; akcja filmu będzie osadzona w Budapeszcie przed pierwszą wojną światową. W filmie ponownie zobaczymy polskiego aktora Marcina Czarniaka.
W tematyce historycznej utrzymany jest również "The Favourite" Yorgosa Lanthimosa, twórcy "Lobstera" i "Zabicia świętego jelenia". Nowy dramat Greka opowiada historię kuzynek starających się o pozycję ulubienicy królowej Anny w XVIII-wiecznej Wielkiej Brytanii.
Swoją światową premierę poza konkursem będzie miał debiut reżyserski Bradleya Coopera, remake słynnych "Narodzin gwiazdy", tym razem z Lady Gagą w roli tytułowej. Hollywoodzkie kino reprezentuje też (poza konkursem) "Dragged Across Concrete" z udziałem Mela Gibsona i konkursowy "Vox Lux" z Natalie Portman. W programie będzie można obejrzeć m.in. najnowszą propozycję Juliana Schnabla "At Eternity's Gate" z Willemem Dafoe w roli Vincenta van Gogha.
Kontrowersje z pewnością będą towarzyszyć pokazowi filmu "Suspiria" w reżyserii Luki Guadagnino. Zapowiada się "traumatyzujący i odrażający body horror", jak napisał jeden z krytyków. Czyli raczej nic z klimatów "Tamtych dni, tamtych nocy", niemniej kinofile nie mogą się już doczekać; w końcu to remake kultowego horroru Daria Argenty z lat 70. Do swojej wersji Guadagnino zaangażował ulubione aktorki Tildę Swinton i Dakotę Johnson, a w drugoplanowej roli pojawi się Małgorzata Bela. Muzykę napisał sam Thom Yorke z Radiohead.
Uff! Dobrze, że na Lido nie tylko kinowe premiery. Naprzeciw Palazzo Cinema i w otoczeniu licznie w tym roku przybyłych gwiazd zza oceanu – nowe premiery… motoryzacyjne. Lexus, który jest głównym sponsorem festiwalu, zaprezentował przy budynku Campari żółty model Lexus ES 300h z napędem hybrydowym. A przed Lexus Lounge Lido na Terrazza Biennale podziwiać można, ba!, nawet zasiadać w nowiutkim chabrowym hybrydowym Lexusie UX 250h. No to zapinamy pasy i ruszamy!
Mariola Wiktor, Wenecja 2018