Koniec ubiegłego roku. Do drzwi Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej zapukał reżyser Dariusz Zawiślak. Chciał zgłosić projekt filmu dokumentalnego i wystarać się o dofinansowanie. Jak sam o sobie mówi, jest spoza mainstreamu polskich filmowców i zwykle nie prosi o jałmużnę, ale postanowił się przełamać, bo do zakończenia prac nad filmem zabrakło mu środków. Kręcił dokument o aferze wokół przyznawania doktoratów na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Kwota dofinansowania, o którą aplikowałem, nie była wysoka. Potrzebowałem dodatkowych środków przede wszystkim na ekspertyzy prawne oraz zakup praw do materiałów archiwalnych - opowiada Zawiślak. Pieniędzy nie dostał, bo dyrekcja PISF nie zgodziła się nawet przedłożyć jego wniosku ekspertom pod ocenę. Reżyser może tylko domniemywać, dlaczego tak się stało. Projekt filmowy był śmiałym głosem w dyskusji na temat podległemu Ministerstwu Kultury szkolnictwu artystycznemu, ukazując patologię panującą na warszawskiej ASP. Mimo trybu odwołania i tak został odrzucony. Nie ma wątpliwości, iż ukazywałby w złym świetle znanych artystów i kuratorów powiązanych z prominentnymi politykami - mówi reżyser i wymienia nazwiska Andy Rottenberg, Tomasza Tomaszewskiego, Tomasza Sikory czy Ryszarda Horowitza, którym doktoraty organizował dziekan Janusz Fogler.
Zawiślak się jednak nie poddaje. W tym roku ponownie złożył projekt i tym razem PISF go przyjął, choć wnioskujący o dofinansowanie złożył te same dokumenty. Nie ma jednak żadnej informacji, czy film "Lewe doktoraty ASP" przejdzie przez eksperckie sito. Reżyser liczy się z tym, że nieprawomyślną produkcję będzie musiał kręcić wyłącznie za własne pieniądze. Rozumiem, że za błędy ASP płaciłaby z pieniędzy otrzymywanych z dotacji ministerstwa, które jest również organem nadzorującym PISF i logiczne jest, że roztrząsanie tej sprawy raczej w tym nie pomoże - mówi
W podobnej sytuacji co Zawiślak znalazł się Konrad Szołajski, który w tym samym czasie złożył do PISF projekty dwóch filmów – fabularnego i dokumentalnego. Oba dotykały niewygodnych z punktu widzenia nowej władzy tematów polityczno-obyczajowych i oba nie przeszły. Fabuła o tytule "Zlecenie" opowiadała historie osób opętanych przez demona i odprawiania nad nimi egzorcyzmów. Szołajski zrobił kiedyś o tym dokument - jego "Walka z szatanem" puszczana była w HBO oraz w publicznej telewizji w Szwecji, Danii, Irlandii, Austrii i Niemczech. Teraz reżyser planuje napisać powieść i nakręcić film. Pomysł zarekomendował jeden z krakowskich księży, pisząc że "dzieło dotyczy bardzo aktualnych wydarzeń w Polsce, o których nikt nie chce się oficjalnie wypowiadać, chociaż wszyscy o tym dyskutują". Ekspertom PISF pomysł wydał się intrygujący, ale nie na tyle, aby zasłużył na dofinansowanie. "Niestety widać, że autor nie wie, na co się zdecydować: czy na czarny kryminał, czy na kino o wynaturzeniach" - napisano w recenzji.
Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej