Cannes, pokaz prasowy "Neon Demon". Projekcja jednego z najbardziej oczekiwanych tytułów, które rywalizowały w tym roku o Złotą Palmę, zakończyła się małym skandalem. Z jednej strony duży entuzjazm. Z drugiej gwizdy, przeciągłe buczenie, krzyki rozemocjonowanych dziennikarzy, by Refn znalazł sobie lepiej jakieś inne zajęcie. Chwilę później na konferencji prasowej Duńczyk sprawia wrażenie wyluzowanego. Jakby dokładnie wszystko sobie zaplanował i właśnie takiej reakcji ze strony publiczności oczekiwał. "W sztuce nie chodzi o to, czy coś jest dobre, czy złe. Te czasy już minęły" – mówi z przekąsem.

Reklama

Sprawia wrażenie człowieka pewnego siebie, takiego, który doskonale zna własną wartość. Przypomina w tym trochę Larsa von Triera i to od swojego rodaka przejął pałeczkę enfant terrible współczesnego kina. "Rób wszystko po swojemu. Bez kompromisów. Oryginalność to jedyna rzecz, której nikt ci nie zabierze. Tylko ona może zapewnić ponadczasowość" – mówił w jednym z wywiadów. Konsekwencji odmówić mu nie można. Nawet w tych trudniejszych momentach. Kiedy bankrutowała jego firma produkcyjna, klęskę poniósł jego pierwszy anglojęzyczny film "Fear X" czy gdy otrzymał list od dyrektora festiwalu w Toronto, że "Bronson”" to najgorszy film, jaki widział w życiu.

Refn, jak mało kto, lubi kontrowersje. A te towarzyszą mu od samego początku reżyserskiej kariery. Ba, nawet ją wyprzedzają. By wspomnieć jedynie o relegowaniu z nowojorskiej American Academy of Dramatic Arts za rzucenie ławką o ścianę sali wykładowej. Tę agresję widać w jego filmach, bo zarówno od strony fabularnej, jak i formalnej stanowią swego rodzaju ekstremum. Epatowanie przemocą, bardzo mocnymi scenami to koronny argument przeciwników "Neon Demon", którzy zapominają jednak, jak blisko temu filmowi do kina eksploatacji. Przemoc u Refna obecna jest na każdym kroku. Zmienia się jedynie kostium. Od fenomenalnego debiutu, ulicznego "Pushera" z 1996 roku, przez utrzymany w historycznych realiach "Valhalla: Mroczny wojownik" (2009), po film, który przyniósł mu ogromną rozpoznawalność, czyli "Drive" (2011). Choć pojawić się może pytanie, czy nie było w tym większej zasługi odtwarzającego główną rolę Ryana Goslinga. Refn ma doskonałą rękę do aktorów. To u niego pierwszą dużą rolę zagrał Mads Mikkelsen, skrzydła rozwinął Tom Hardy, uznanie zdobył wspomniany Gosling. Ten ostatni tak bardzo zapatrzył się w styl Refna, że pod reżyserskim debiutem amerykańskiego aktora "Lost River" spokojnie można by podpisać Duńczyka.

Media

Filmy Refna są drapieżne, mocno oddziałują na zmysły. W dużej mierze za sprawą wyrazistej, kontrastowej kolorystyki. Wytłumaczenie tego jest bardziej nietypowe, niż mogłoby się wydawać. Otóż duński reżyser cierpi na ślepotę barw, w efekcie nie dostrzega różnic pomiędzy niektórymi kolorami. "Gdyby moje filmy nie były wyraziste w tej materii, pewnie miałbym problem z ich postrzeganiem" – przekonuje. Wyróżniają go też nietypowe metody pracy. Co rzadko się zdarza, kolejne zapisane w scenariuszu sceny kręci w porządku chronologicznym, nie urządzając wcześniej prób aktorskich. Cechuje go też spore poczucie humoru. Jak w jednej z pierwszych scen "Bleedera", gdzie pracownik wypożyczalni wideo (grany przez Mikkelsena) przez dobrych kilka minut wymienia kolejnych cenionych reżyserów, których filmy można znaleźć na stanie. "OK, a porno?" – pyta klient obojętny na tę solidną ściągawkę z historii kina.

To też pokazuje, jak świadomym twórcą jest Refn. Co ciekawe, początkowo na kino patrzył z perspektywy dystrybutora, wyszukując w Cannes interesujące tytuły dla wuja. Wszystko zmieniło się z chwilą, gdy trafił na projekcję filmu "Clerks – Sprzedawcy" Kevina Smitha. "Smith mówił przed seansem o tym, jak rzucił szkołę filmową, żeby pracować nad tym, co mieliśmy zaraz zobaczyć. A że bardzo mi się podobało, pomyślałem, że przecież ja też tak mogę. Wróciłem wtedy do domu i zdecydowałem, że zrobię swój pierwszy film" – wspomina.

Refn to prawdziwy oryginał. To zapalony kolekcjoner zabawek, osiem razy oblał egzamin na prawo jazdy, jest głównym bohaterem dokumentu "My Life Directed by Nicolas Winding Refn" autorstwa... jego żony. A przy tym jest wziętym reżyserem reklam współpracującym m.in. z markami Gucci czy Yves Saint Laurent. "Lubię wszystkie formy sztuki. Film jako medium jest tak potężny jak broń masowego rażenia. Różnica jest tylko taka, że ona niszczy, a film inspiruje" – podsumowuje w swoim stylu.

Reklama

"Neon Demon"
USA, Francja, Dania 2016
reżyseria: Nicolas Winding Refn
dystrybucja: Gutek Film
czas: 118 min
w kinach od 22 lipca




Trwa ładowanie wpisu