"Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" wszedł do kin w 66 krajach i jak piszą komentatorzy "wstrząsnął rynkiem kinowym". Lepszy start w kinach miały tylko trzy filmy w historii – podaje filmweb.pl. "Świt sprawiedliwości" ma już na koncie kilka pierwszych rekordów: najlepsze otwarcie widowiska o komiksowych superbohaterach, najlepsze otwarcie marca i najlepsze otwarcie 2016 roku.
"Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" to historia konfliktu między superbohaterem z Gotham City a wybawcą Metropolis (który zrównał je z ziemią). Niezniszczalnego i niezwykle niebezpiecznego Syna Kryptonu (Henry Cavill) wszyscy mają już dość, nawet rząd nie pochwala jego metod. Gdy jednak Batman (w tej roli Ben Affleck) chce z Supermanem zrobić porządek, na horyzoncie pojawia się nowy wróg (Jesse Eisenberg), a ludzkość staje w obliczu zagłady.
Krytycy na świecie nie piszą o produkcji Zacka Snydera najlepiej, zarzucając jej zbyt dużą ilość wątków, fabularne błędy i drewniane aktorstwo. – Snyder musiał więc w swoim obrazie nie tylko przedstawić nam starcie dwóch potęg, ale jeszcze zapowiedzieć pojawienie się całej masy innych postaci, które w przyszłości mają dołączyć do tego świata. W efekcie otrzymaliśmy nie jeden obraz, a co najmniej trzy, na siłę wepchnięte w sto pięćdziesiąt minut ekranowego czasu – ocenia Marcin Zwierzchowski w "Polityce". Podobnego zdania jest też Chris Nashawaty z "Entertainment Weekly": – "Batman v Superman" jest przeładowany, dezorientujący, a jak najgorzej robi mu przejaskrawiony występ Eisenberga. Jego postać mogłaby równie dobrze nosić na szyi neon z napisem "szalony drań".
Ale są też opinie przeciwne: – Cała opowieść – utrzymana w mrocznym, poważnym i emocjonującym tonie – pokazuje, że DC chce być alternatywą dla bardziej uniwersalnego Marvela. Można powiedzieć, że Człowiek ze stali był eksperymentem, a tutaj tę wizję mamy w pełni wykreowaną, dobrze zrealizowaną i szalenie dobrą – pisze Adam Siennica w recenzji dla naekranie.pl. W polskich kinach "Świt sprawiedliwości" będzie można oglądać od 1 kwietnia 2016 roku. Czy u nas też podzieli widzów i krytyków?