Nadęci herosi. RECENZJA filmu "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości"
1 "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" to pierwszy krok DC do przeniesienia własnego uniwersum na kinowe ekrany. Oprócz starcia obu superbohaterów mamy tu więc także zalążek tego, co w przyszłości stanie się Ligą Sprawiedliwości, oraz gościnny występ Wonder Woman, mamy też Lexa Luthora z nie do końca wyjaśnionych przyczyn próbującego zniszczyć herosów. Jakby scenarzyści próbowali w jednym filmie upchnąć kilka opowieści, by jak najszybciej nadrobić zaległości. Rezultat nie jest, delikatnie mówiąc, powalający.
Warner Bros
2 Zaczyna się jednak świetnie: oglądamy jeszcze raz wybuchowy finał "Człowieka ze stali", ale tym razem z dystansu, oczami Bruce’a Wayne’a, który przyjechał do Metropolis ratować swoich przyjaciół. Nie dał rady, za ich śmierć obwinia – poniekąd słusznie – Supermana i niemal dwa lata później jest gotowy, by stawić mu czoła. Do tego momentu pomysł Snydera się sprawdza: zamiast dynamicznej i dowcipnej akcji w marvelowskim stylu mamy raczej poważną historię, której bohaterowie zmagają się z własnymi demonami, badają swoje ograniczenia i możliwości. Nie każdy kupi tę wersję herosów: Superman cierpi tu na kompleks Boga, Batman jest rozgoryczonym mścicielem, który – wbrew komiksowemu kanonowi – nie waha się używać broni, a nawet zabijać swoich oponentów. Tu nie mam miejsca na ironię, na puszczanie oka do widzów, choć oczywiście fani komiksów odnajdą w filmie wiele bezpośrednich nawiązań do konkretnych tytułów. Niestety im bardziej rozwija się akcja, tym więcej pojawia się w niej zbędnych elementów, logicznych dziur, niepotrzebnych ozdobników; im szybsze tempo, tym bardziej spada napięcie i ostatecznie losy bohaterów przestają nas obchodzić. Na domiar złego kulejący scenariusz został dobity niewiarygodną wprost dawką patosu: film przez całe dwie i pół godziny jest jeszcze bardziej nadęty niż jego tytuł. Aż prosiłoby się, żeby wpuścić do tej opowieści odrobinę szaleństwa i czarnego humoru – ale z tym zdaje się trzeba poczekać do premiery "Legionu samobójców", kolejnej opowieści z komiksowego uniwersum DC.
Warner Bros / Clay Enos
3 Szkoda tym większa, że i bohaterowie to prawdziwe ikony komiksu, i aktorzy wypadli całkiem nieźle. Ben Affleck dobrze poradził sobie z przejęciem po Christianie Bale'u roli Wayne'a/Batmana, grająca Wonder Woman Gal Gadot błyszczy w każdej scenie, w której się pojawia, tylko Henry Cavill jest jako Superman zbyt sztywniacki, ale i to można przecież uznać za zaletę – wszak gra nadczłowieka, zdolnego do zmiecenia ludzkości z powierzchni ziemi, więc jego nawet mimowolna wyższość nad innymi dziwić nie może.
Warner Bros
4 Zack Snyder, zawsze przecież przedkładający formę nad treść, tym razem jednak przeszarżował. Logikę opowieści porzucił na rzecz banalnej symboliki, przytłaczającej ścieżki dźwiękowej, sennych wizji oraz nieznośnych ujęć w zwolnionym tempie. Zamiast konfliktu charakterów po seansie w głowie zostaje przede wszystkim widok leniwie trzepoczących peleryn.
Warner Bros / Clay Enos
5
Warner Bros / Zack Snyder
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję