Disney nie zawodzi. W pewnym momencie wydawało się, że prawdziwy nestor, jeżeli chodzi o produkcję dziecięcą, walkowerem odda palmę pierwszeństwa konkurencji, a Myszka Miki i Kaczor Donald definitywnie przejdą do legendy. Tak się jednak nie stało. Dzisiaj Disney znowu jest na topie, zarówno wtedy, gdy rewitalizuje największe hity w rodzaju "Alicji w Krainie Czarów", jak i gdy testuje nowe tytuły i bohaterów. Świetny "Kopciuszek" to przykład tradycyjnej drogi, intrygujące "Tajemnice lasu" pokazują innowacyjną ścieżkę produkcyjną i ambicje legendarnego studia.
Większym sukcesem był oczywiście "Kopciuszek". Trudno się dziwić, tę historię zna każdy. A reżyser filmu Kenneth Branagh, niegdyś wybitny aktor i reżyser szekspirowski, dzisiaj przede wszystkim sprawny hollywoodzki realizator, nie próbuje odczytywać klasycznej opowieści o Kopciuszku w kluczu genderowym, feministycznym, jakimkolwiek innym. Daje pięknej, klasycznej baśni z morałem wybrzmieć raz jeszcze – w pełnej krasie.
Wbrew pozorom ta droga była o wiele bardziej ryzykowna. Dzisiaj wydaje się, że nie można analizować w kinie mitu – od bajek Andersena po Syzyfa – bez jego reinterpretacji. Postmodernizm zrobił pod tym względem ogromne spustoszenia. Krasnoludki u Królewny Śnieżki to oczywiście banda zboczeńców, smerfy prowadzą harem "Pod Smerfetką", a Edyp był transwestytą. W tym sensie najnowsza hollywoodzka adaptacja "Kopciuszka" jest wręcz poczciwa. Wszystko na swoim miejscu, stare dobre kino familijne, poza czasem. Zła macocha, dobry Kopciuszek i zgubiony śliczny pantofelek, na którego odnalezienie liczy każda mała dziewczynka, nawet jeżeli akurat jest chłopczykiem.
Inaczej rzecz się ma w przypadku "Tajemnic lasu" – bohaterowie klasycznych bajek i baśni, Czerwony Kapturek, Jacek czy Kopciuszek, czekają na wybicie północy w tytułowym tajemniczym lesie. Północ wszystko zmieni, niekoniecznie na dobre.
Film Roba Marshalla (w obsadzie Emily Blunt, Chris Pine czy Meryl Streep) jest filmową wersją musicalu Stephena Sondheima i Jamesa Lapine'a. Adaptatorzy zrobili, co w ich mocy, żeby ograniczyć mroczną konwencję obecną w zapisie scenicznym. Oryginalny "Into the Woods" jest bowiem posępną narracją o dziecięcej podświadomości. To rzecz w duchu "Morfologii bajki" Władimira Proppa czy klasycznych prac Bachtina. W mroku dziecięcego lasu czają się perwersje, których nie uda się zastąpić nastoletnią "wiosenną bujnością traw". Dlatego również Disneyowskie "Tajemnice lasu" są przede wszystkim ostrzeżeniem. Trzeba naprawdę uważać na to, co kryje się w leśnej kniei, co zarasta naszą duszę, oraz codziennie pracować nad tym, żeby wyrywać wszystkie chwasty. Z ogródka, czyli z serca.
"Kopciuszek" i "Tajemnice lasu" – awers i rewers familijnej produkcji Disneyowskiej, jednocześnie wyraźne wskazanie na to, że rozwój studia Disneya to przede wszystkim tradycja, ale myśląc o młodym widzu, trzeba i warto szukać ciągle nowych pomysłów, nawet tych obarczonych wysokim ryzykiem.
KOPCIUSZEK | reżyseria: Kenneth Branagh | dystrybucja: Galapagos
TAJEMNICE LASU | reżyseria: Rob Marshall | dystrybucja: Galapagos