Niektóre zmiany mogą wydawać się kosmetyczne: nowa nazwa festiwalu (jeszcze w zeszłym roku obowiązywała angielskojęzyczna Gdynia Film Festival), nowa statuetka zaprojektowana przez Pawła Althamera, współpraca z T-Mobile Nowe Horyzonty. Ale to te pozorne drobiazgi sprawiają, że gdyński festiwal jest nie tylko wydarzeniem ważnym dla filmowej branży, lecz także stał się magnesem przyciągającym kinomanów. Wbrew pozorom da się to pogodzić.
Poprzedni dyrektor festiwalu Michał Chaciński wprowadził wiele zmian na lepsze, Michał Oleszczyk idzie jeszcze dalej. – Nie mam wrażenia, że przychodzę do miejsca, które wymaga generalnego remontu i wymyślenia rzeczy na nowo. Wręcz przeciwnie, Gdyni potrzeba pomysłowej kontynuacji. I tak właśnie widzę swoją rolę: jako kontynuatora, który inwestuje w Gdynię własne pomysły, własne kontakty, wiedzę (i wszystko inne, co zdobywałem przez lata), by dalej prowadzić pracę zaczętą w świetnym stylu – mówił Oleszczyk
w wywiadzie dla "Krytyki Politycznej".
W konkursie głównym brakuje może tak mocnych kandydatów do nagród, jakimi w ubiegłym roku były "Ida" Pawła Pawlikowskiego oraz "Papusza" Krzysztofa Krauzego i Joanny Kos-Krauze. Rywalizację zdominowało zaś bardzo solidne kino środka. Naturalną ciekawość wzbudzi z pewnością "Miasto 44" Jana Komasy – film więcej niż udany, choć po wersji "stadionowej" i zamieszaniu, jakie wywołał, mający wielu przeciwników. Dla mnie to przykład, że można opowiedzieć o traumatycznych wydarzeniach nowoczesnymi środkami. Komasa nie polemizuje z "Kanałem" – do wielkiego filmu Wajdy filmy o Powstaniu Warszawskim będą pewnie porównywane już zawsze – a jednocześnie nie epatuje patriotycznym patosem. "Miasto 44" jest hołdem złożonym walczącej Warszawie, ale też antyheroiczną wędrówką przez piekło, mocnym, działającym na emocje widowiskiem, jakiego w polskim kinie jeszcze nie było.
W ogóle kino gatunkowe ma się w Polsce coraz lepiej i w gdyńskim konkursie będzie to widać. "Bogowie" Łukasza Palkowskiego to biografia Zbigniewa Religi, ale nakręcona z hollywoodzkim nerwem (świetny Tomasz Kot w roli profesora może powalczyć o nagrodę aktorską), "Jack Strong" Władysława Pasikowskiego udanie przenosi w peerelowskie realia schematy filmu szpiegowskiego, "Jeziorak" – wyróżniony na festiwalu Młodzi i Film debiut Michała Otłowskiego – to zaś kryminał, jakiego nie powstydziliby się Skandynawowie.
Dorzućmy do tego "Pod Mocnym Aniołem" Smarzowskiego czy pokazywane w innych sekcjach "Heavy Mental" Sebastiana Buttnego, "Małe stłuczki", a także przemontowaną przez Jerzego Hoffmana wersję największegohitu rodzimego kina, czyli "Potop Redivivus", a okaże się, że polskie kino popularne naprawdę nie ma się czego wstydzić.
Ale oczywiście festiwal to także niewiadome: gorące – miejmy nadzieję – spory będą budzić z pewnością nowe filmy Magdaleny Piekorz ("Zbliżenia"), Lecha Majewskiego ("Onirica – Psie Pole") i Urszuli Antoniak ("Strefa nagości"). Premierę będzie miało wreszcie długo oczekiwane "Polskie gówno" Grzegorza Jankowskiego według scenariusza Tymona Tymańskiego. Pierwszą od blisko dwudziestu lat fabułę "Sąsiady" pokaże Grzegorz Królikiewicz. Pełny program – a atrakcji w nim naprawdę mnóstwo – na stronie FestiwalGdynia.pl.