Sławę zapewniła rola w telewizji. Przyjmując rolę Lady Mary Crawley w "Downton Abbey" spodziewała się pani takiego rozwoju wypadków?
Michele Dockery: Tak wielki sukces "Downton Abbey" był dla mnie zaskoczeniem. Na początku wszyscy byliśmy podekscytowani, mogąc być częścią projektu, który tak interesująco się zapowiada: scenariusz napisał Julian Fellowes, w jednej z głównych ról obsadzono Maggie Smith. Wiedzieliśmy, że to będzie dobry serial, ale nigdy nie jest się w stanie przewidzieć, czy dany format zdobędzie serca publiczności. "Downton Abbey" się udało i to ekscytująca świadomość. Nawet czasami, kiedy przechodnie mnie rozpoznają na ulicy, to mówią właściwie wyłącznie miłe rzeczy o serialu.
Trudno jest godzić regularną pracę w telewizji i role w filmach?
"Downton Abbey" kręcimy przez sześć miesięcy w roku, w pozostałym czasie mamy wolną rękę i możemy grać gdzie i w czym chcemy. Wszyscy członkowie ekipy radzą sobie z takim harmonogramem, ja też. Telewizja i kino to dwie całkiem odmienne rzeczywistości, ale lubię lawirować między jedną a drugą. Podczas zdjęć do "Non-Stop" mieszkałam w Nowym Jorku i spotykałam w pracy aktorów pracujących w USA, czyli znalazłam się w całkiem innej niż przy "Downton..." sytuacji. Dla mnie decydującym czynnikiem przy wyborze projektu, w który się angażuję, jest zawsze scenariusz. W tym przypadku od razu przykuł moją uwagę. Do tego szansa pracy z Liamem Neesonem i Julianne Moore. Chyba nie muszę więcej tłumaczyć, prawda? Nie ma dla mnie znaczenia, gdzie jestem – czy na planie filmowym, czy na teatralnych deskach – przynajmniej tak długo, jak długo mam poczucie, że robię coś wartościowego.
Dostaje pani różnorodne propozycje, czy rola Lady Mary spowodowała raczej, że interesują się panią głównie reżyserzy zbierający ekipę do filmy historycznego?
Kiedy trafił do mnie scenariusz do "Non-stop", nie szukałam wcale roli w thrillerze przygodowym, ale zaintrygowała mnie możliwość wystąpienia w filmie gatunkowym, znacznie różniącym się klimatem i targetem od moich dotychczasowych ról. Dobrze wiedzieć, że są w branży producenci, którzy nie obsadzają aktorów z klucza, ale potrafią eksperymentować, szukać dla nas nowych wcieleń. Inaczej do końca życia grałabym w dramatach historycznych.
Jakie to uczucie grać obok takich legend jak Julianne Moore i Liam Neeson?
Okazało się, że Julianne jest fanką serialu! Zadawała mi masę pytań, to było bardzo zaskakujące i przyjemne. Nie spodziewałam się, że będzie znała moje aktorskie dokonania. Liam Neeson też jest ikoną kina, choć od jakiegoś czasu zajmuje się głównie filmem popularnym, a nie artystycznym. Oglądałam go na ekranie jeszcze jako mała dziewczynka. Trudno opisać, jak niesamowicie jest grać z ludźmi, którzy są idolami dla tak wielu aktorów.
"Non-Stop" kręciliście na bardzo specyficznie wyglądającym planie.
Zdjęcia odbywały się w zbudowanym w skali 1:1 modelu samolotu. Był on zamontowany na specjalnych podnośnikach hydraulicznych, żeby mógł się ruszać, opadać, realistycznie naśladować ruchy spadającej maszyny i turbulencje. Boki kadłuba otwierały się, tak, żeby mogła się tam ustawić ekipa z kamerą. Kiedy pierwszy raz to zobaczyłam, byłam pod ogromnym wrażeniem. Wyglądało to tak realistycznie, że tylko brak skrzydeł przypominał mi, że to plan zdjęciowy.
W "Non-stop" zagrała pani stewardessę. Wiem, że przeszliście specjalne szkolenie przed zdjęciami...
Tak. Szkoliła nas i konsultowała na planie pracownica linii lotniczych Delta, nazywała się Debbie. "Debbie Delta" była niesamowita, zrobiła nam taki mini trening, jaki przechodzą stewardessy. Zdecydowanie nabrałam szacunku dla ludzi, którzy pracują na pokładzie samolotu. Ich praca jest o wiele bardziej skomplikowana, niż się może wydawać. To nie tylko konieczność trzymania nerwów na wodzy nawet w konfrontacji z najbardziej kłopotliwym pasażerem, a wiele więcej.
Jakie fachowe tajemnice zdradziła pani "Debbie Delta"?
Lata temu na pokładzie panował większy luz. Nie mówię tylko o zasadach BHP, np. możliwości palenia na pokładzie. Także z tamtych czasów pochodzą obrazki, jak stewardessa oprowadza dzieci po kokpicie pilotów. Teraz taka możliwość nie istnieje. Poza tym, nie wiem, czy to znany fakt, ale jeśli w samolocie doszłoby do jakiejkolwiek awaryjnej sytuacji, obowiązkiem obsługi lotu jest w pierwszej kolejności chronić kokpit, a nie pasażerów.
Otwiera się przed panią amerykański rynek. Jak widzi pani swoją zawodową przyszłość?
Wielu aktorów, których cenię, rozwinęło skrzydła dopiero nieco później, tak jak Julianne i Liam, którzy mają bardzo zróżnicowane kariery, są specjalistami od rozmaitych gatunków. Taka kariera i mi się marzy: żeby wciąż podejmować nowe wyzwania, grać coraz to inne role. Taka zmienność to coś, co daje mi satysfakcje. Myślę, że dla wielu aktorów możliwość bycia przez chwilę kimś innym to źródło radości.