Klossowi, "Kolumbów", "Polskie drogi", "Do widzenia, do jutra…", "Trzeba zabić tę miłość" i "Żółty szalik". W środowisku był punktem odniesienia. Działał trochę w cieniu, a jego dorobek jest skromniejszy od niejednego filmowca, jednak wyjątkowa pozycja Janusza Morgensterna nigdy nie podlegała dyskusji.
Uwielbiał telewizję. Wyreżyserował osiem spektakli Teatru Telewizji, a jego seriale są telewizyjnymi evergreenami.
Filmy Morgensterna mają klasę. Reżyser wiedział, że w kinie mniej znaczy często więcej. Unikał przesady, histerii i dezynwoltury. Kino Morgensterna nie było życiem złapanym w locie ani gazetą codzienną. I chociaż twórca "Godziny W" ma na swoim koncie kilka tytułów typowo konfekcyjnych ("Jutro premiera", "Dwa żebra Adama"), a niektóre z jego filmów są zupełnie zapomniane ("Życie raz jeszcze", "Potem nastąpi cisza"), z kolei inne ciągle czekają na odkrycie ("Mniejsze niebo"), to przecież właśnie Morgensternowi zawdzięczamy filmowe ocalenie prozy Stanisława Dygata ("Jowita"), jeden z najlepszych polskich seriali w historii, "Kolumbów", wreszcie kultową serię wszech czasów – "Stawkę większą niż życie".
Janusz Morgenstern był uosobieniem radości życia. Naprawdę wszystkich znał, o każdym pamiętał. To właśnie on wynalazł dla polskiego kina m.in. Cybulskiego i Jankowską-Cieślak, a ważne, przełomowe role w jego filmach zagrali również Olbrychski, Kobiela, Jędrusik, Krzyżewska, Gajos, Wiśniewska, Trela czy Kaczor.
Przeżył w zasadzie wszystkie pokoleniowe epoki, mody i style, pozostając w pewnym stopniu nieskażony. Środowisko filmowe jest trudne. Często złośliwe, niesprawiedliwe w ocenach. Jednak Morgensternowi udało się zachować twarz. Ani razu nie spotkałem się z krytyczną opinią na jego temat. Nie tyle w znaczeniu zawodowym – wszyscy wiedzieli, że jest wspaniałym fachowcem – co w sensie ludzkim. Był chyba najbardziej lubianym polskim reżyserem. Stawka większa niż kino.
JANUSZ MORGENSTERN. KOLEKCJA | dystrybucja: Kino Polska