Marcin Koszałka objawił się w polskim dokumencie jako urodzony skandalista, jednak szybko nawet najbardziej zagorzali oponenci pierwszych filmów reżysera zrozumieli, że skandalista jest także wyjątkowo utalentowanym, wrażliwym i nieprzeniknionym artystą.
Dzisiaj, mając na koncie kilkanaście autorskich dokumentów oraz pewnie drugie tyle tytułów, przy których pracował jako operator, reżyser nie musi serwować terapii szokowej. Wie dobrze, że prawie wszystko zostało pokazane, powiedziane i przetrawione. Dlatego coraz częściej sięga w głąb bulwersujących historii po to, by odnaleźć w nich psychologiczny kontekst usytuowany w profilach bezbłędnie wybranych bohaterów. Taki jest również dokument Koszałki o Euro: pozbawiony niedyskrecji z piłkarskiej szatni, brudów i oskarżeń. Są oczywiście widowiskowo nakręcone fragmenty meczów sfilmowane przez czołówkę polskich operatorów, ale nie one stanowią o sile filmu. Atutem są ludzie, piłkarze. Drużyna w ujęciu dokumentalisty staje się częścią medialnej machiny. Najlepsi zawodnicy zarabiają miliony, mają status celebrytów. Żel na włosach, siłownia, tatuaże w smoki i chińskie wzory, kolorowe soczewki kontaktowe. Prężą się do zdjęć, noszą markowe ciuchy. Nowy kanon piękna czy kryzys męskości?
Na tym tle dokumentalista wydobywa dwa główne portrety: Marcina Wasilewskiego, który idealnie pasuje do opisanej przeze mnie kategorii, oraz niemówiącego po polsku Damiena Perquisa. Perquis, którego babcia jest Polką, to niemal typowy bohater kina Koszałki. Młody człowiek zmagający się z deficytem uczuć (mówi w filmie, że miał 21 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał od rodzica, że jest kochany) oraz fizycznymi dolegliwościami – bolesną kontuzją łokcia. Damien to także obcy w stadzie. Nie rozumie języka kolegów, ma inne przyzwyczajenia kulturowe, staje się obiektem drwin. Na drugim planie oglądamy największe gwiazdy polskiej piłki, ale nie mniej ważni są masażyści kadry, którzy niczym antyczny chór komentują kolejne przegrane na boisku.
Przed realizacją dokumentu reżyser zapowiadał w prasie, że być może jego film będzie opowieścią o klęsce – ukochanym narodowym sporcie Polaków. O zmultiplikowanej porażce, która z latami nabrała wręcz gargantuicznych rozmiarów i dotyczy zarówno sportu, jak i historii obyczaju czy transformacyjnych przemian w społeczeństwie. Katastrofa jest constans. Jako naród nie potrafimy żyć bez permanentnego poczucia klęski albo przeczucia tej katastrofy. Każdy sukces wydaje się czymś niebezpiecznym, moralnie dwuznacznym.
Koszałka pokazuje piłkarzy podczas zgrupowań poprzedzających mistrzostwa, w czasie meczy oraz po zakończeniu przygody. "Będziesz legendą, człowieku" nie jest pamfletem, dokumentowi bliżej do wiarygodnej socjologicznej sondy, której głównym przesłaniem byłaby teza o chronicznym braku wiary we własne możliwości. Gwiazdorzy naszego futbolu mówią wprawdzie, że chcieliby wygrać i nie zawieść kibiców, ale wszystkie te wyznania brzmią mało wiarygodnie, nie słychać w nich entuzjazmu. Nie ryzykujemy, wybieramy mniejsze zło. W najlepszym razie będzie remis.
BĘDZIESZ LEGENDĄ, CZŁOWIEKU | Polska 2012 | reżyseria: Marcin Koszałka | dystrybucja: Kino Świat