Wbrew swojemu tytułowi "Violeta poszła do nieba" nie przypomina ckliwej hagiografii. Reżyser Andrés Wood potrafi zadbać również o to, by jego film nie zamienił się w przeładowaną faktami encyklopedyczną notkę. Opowieść o życiu chilijskiej diwy Violety Parry ignoruje porządek chronologiczny, a kolejne sceny łączy ze sobą na podstawie logiki emocji. Podobne podejście idealnie pasuje do obdarzonej gwałtownym temperamentem bohaterki.
Bezkompromisowa Parra potrafi upomnieć irytującą ją widownię, bez kompleksów wystawia swoje malarskie prace w Luwrze, a na jeden z pierwszych zagranicznych koncertów nie waha się wyjechać do egzotycznej Polski. Reżyserowi udaje się dotrzymać kroku bohaterce i opisać jej barwne życie z werwą, której nie powstydziłaby się słynna "Frida" Julie Taymor.
Już od pierwszych scen Wood przekonuje jednak, że witalności Violety towarzyszyć będzie cień przedwczesnej śmierci. Przestrogę dla bohaterki mógłby stanowić już los ojca – pierwszej osoby, która rozbudziła w niej zainteresowanie muzyką. Pochłonięty pasją mężczyzna nie poradził sobie z wewnętrznymi demonami i zmarł wskutek alkoholizmu. Małej Violetcie nie pozostawił w spadku nic poza gitarą.
Naznaczona takim brzemieniem bohaterka również potrafi osiągnąć spełnienie tylko za sprawą działalności artystycznej. Wood na każdym kroku podkreśla zasługi Parry dla promocji chilijskiej muzyki folkowej. W wielu scenach obserwujemy bohaterkę, która krąży po głębokiej prowincji tylko po to, by spotykać się z mieszkańcami i ocalić od zapomnienia przywoływane przez nich melodie. Wsparta taką emocjonalną podbudową twórczość Violety nie ma w sobie nic z prymitywnej fascynacji ludowością. Muzyka Parry zdaje się za to nieść w sobie kawał prawdy o inspirującej ją rzeczywistości.
Mimo wszystkich tych sukcesów, Violeta Parry nie umie odnaleźć się w codzienności. Fiaskiem kończy się w jej wykonaniu chociażby pomysł założenia "folkowego uniwersytetu". Niepowodzenie zawodowe pozostaje jednak niczym w porównaniu z perturbacjami w życiu osobistym. Violeta najpierw szaleńczo zakochuje się w znacznie młodszym od siebie muzyku, by potem zrazić go do siebie apodyktycznością i arogancją.
Rozważana z perspektywy czasu biografia Violety stanowi konsekwentną drogę ku autodestrukcji. W filmie Wooda udaje się uchwycić bohaterkę pomiędzy momentami skoku i nieuchronnego lądowania. Osiągnięta wówczas przez Parrę wolność w oczywisty sposób okazuje się fałszywa. Reżyserowi "Violety..." udaje się jednak oddać na ekranie całe piękno tej iluzji.
VILOETA POSZŁA DO NIEBA | Argentyna, Brazylia, Chile 2011 | reżyseria: Andrés Wood | dystrybucja: Art House | czas: 110 min