Warwara, główna bohaterka filmu "Żyła sobie baba" mieści się w tej nazbyt oczywistej metaforze, lecz dzięki niewątpliwemu talentowi twórcy jednocześnie pozostaje trochę obok. Jest zbyt naiwna, za bardzo oderwana od rzeczywistości, by stać się stuprocentowym wcieleniem mitu. Takie ustawienie postaci pozwoliło Smirnowowi zejść z poziomu nostalgicznej symboliki i przenieść się w sferę konkretu.

Reklama

Akcja "Baby…" obejmuje najbardziej znamienny i jednocześnie najtragiczniejszy w dziejach Rosji okres. Pierwsza scena rozgrywa się w 1909 roku i pokazuje ślub ubogiej Warwary z synem bogatego chłopa. W kolejnych latach życia dziewczyny krajem wstrząsa najpierw wiadomość o wybuchu wojny, potem o początku rewolucji, aż wreszcie o wojnie domowej. Wszystkie te wydarzenia Smirnow pokazuje wyłącznie oczami Warwary, która praktycznie nie opuszcza swojej wioski.

"Żyła sobie baba" nie jest więc ani widowiskiem militarno-historycznym, ani też filmem traktującym o stosunkach obywatel – władza. Jest to raczej, jak zauważyła do tej pory większość piszących o filmie znawców tematyki rosyjskiej, opowieść o relacji człowieka z człowiekiem. Smirnow dotyka wciąż bolesnego dla swych rodaków miejsca, pokazując, że drugim obok komunisty najokrutniejszym ciemiężycielem owej "baby", podpory społecznego ładu, był zazwyczaj jej własny mąż. A często także teść, szwagier, brat lub ojciec.

W ramach tej swoistej autoterapii Andriej Smirnow każe Rosjanom zostawić w spokoju narodowe mity. Zamiast szlachetnej martyrologii proponuje im starannie udokumentowaną, bezlitosną prawdę o nich samych, czyniąc w ten sposób swój film istotnym głosem w dyskusji nad tym, ile okrucieństwa może pomieścić się w jednej sielskiej wsi, w jednym tradycyjnym rosyjskim domu i w jednym, na pozór Bogu ducha winnym człowieku.

ŻYŁA SOBIE BABIE | Rosja 2011 | reżyseria: Andriej Smirnow | dystrybucja: 35 mm | czas: 150 min