16 marca do kin wejdzie film "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć". Wciela się pan w tej produkcji w młodego Klossa. Pracował pan ze Stanisławem Mikulskim, legendarnym agentem z serialu?
Tomasz Kot: Niestety nie spotkaliśmy się na planie. Panowie Karewicz i Mikulski kręcili swoje sceny latem, a moja postać jest retrospekcją z ostatniego czasu wojny, a tę sekwencję kręciliśmy kilka miesięcy później. Spotkaliśmy się za to podczas promowania filmu. Przed przystąpieniem do zdjęć obejrzałem tę letnią część z udziałem panów Karewicza i Mikulskiego. Gdy zobaczyłem, jak Brunner spotyka się z Klossem, to poczułem dreszcz emocji. Pomyślałem wtedy, że uczestniczę w niesamowitym projekcie.
"Stawka większa niż życie" to dla wielu pokoleń Polaków czas wspomnień. Dla pana również, czy musiał sobie pan przypomnieć przygody agenta J-23?
Wszystkie pokolenia od lat 60. w górę znają ten serial doskonale. Oczywiście wyraziłem pełną gotowość do tego, aby znać go na pamięć, ale reżyser Patryk Vega miał inną koncepcję. Prawdziwym Klossem jest wciąż bowiem Stanisław Mikulski, ja jestem tylko jego wspomnieniem. Ten film przedstawia to, co stało się z Klossem po latach, a ja poddałem się całkowicie koncepcji reżysera.
Jak bardzo "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć" będzie nawiązywał do przygód Hansa Klossa sprzed lat?
Dwuczasowość filmu bardzo się przeplata. Jeżeli chodzi o nawiązanie do serialu, to po prostu będą grali ci sami aktorzy, czyli Stanisław Mikulski i Emil Karewicz. Ta część z nami będzie trochę inna. Będzie więcej pirotechniki. Rozmawiałem z panem Stanisławem, który stwierdził, że w jego serialu nie było tylu wybuchów.
Na planie spotkał pan Piotra Adamczyka, który wciela się w postać Brunnera. Jak się panom współpracowało?
To było dziwne uczucie, ponieważ chwilę przed rozpoczęciem zdjęć braliśmy z Piotrem udział w spektaklu Maćka Stuhra "Smuteczek, czyli Ostatni Naiwni". To była sztuka z piosenkami z Kabaretu Starszych Panów, panowała tam wyjątkowa atmosfera. Gdy pojechałem na plan "Stawki większej niż śmierć", to Piotr był już ucharakteryzowany. Miał na sobie mundur i go nie poznałem go. Myślałem, że to aktor, którego nie znam. Podszedłem się przywitać, ale gdy zobaczyłem jego oczy i usłyszałem głos, od razu zorientowałem się, że to Piotr. To było bardzo zabawne, ponieważ widzieliśmy się wcześniej codziennie w teatrze.
W tym roku na ekrany kin wejdzie też "Yuma" z pana udziałem. Co to za film?
Bardzo się cieszę, że w tym roku nie gram w komediach... "Yuma" to kino sensacyjno-obyczajowe. Zapowiada się ciekawie. Gram tam czarny charakter, a przez udział w tym filmie poczułem, że nie jestem już taki młody (śmiech).
W ostatnim czasie znacząco zmienił pan wizerunek. To zmiany celowe?
To bardzo ciekawa historia. Rok 2011 zacząłem z wygoloną głową, żeby grać w "Yumie". Do tej roli też dużo schudłem. Potem zaś zapuszczałem brodę, żeby zagrać w "Nigdy się nie dowiesz", a później przefarbowałem włosy do "Klossa". Gdy odbierałem dziecko z przedszkola, to ciągle się wszyscy zastanawiali, kto przyszedł (śmiech). Cieszę się bardzo z tych propozycji. W końcu czuję, że mam nad tym wszystkim kontrolę.
Jest jeszcze jedna produkcja z pana udziałem: "Nigdy się nie dowiesz" to film Jana Kidawy-Błońskiego. U tego reżysera debiutował pan na dużym ekranie w "Skazanym na Bluesa"...
Gdy pan Jan zadzwonił z propozycją, zgodziłem się w ciemno. Mam u niego dług wdzięczności za "Skazanego na Bluesa", a nie każdy ma taką szansę na debiut. W "Nigdy się nie dowiesz" gram człowieka, który przeżył Holokaust i próbuje znaleźć swoją narzeczoną.
A zobaczymy pana jeszcze w serialach?
Po zakończeniu zdjęć do "Nani" stwierdziłem, że mam dość i postanowiłem to zmienić. Przeraziła mnie myśli, że między moimi dramatycznymi rolami w filmach, czyli "Skazanym na Bluesa" i "Erratum", minęło pięć lat. Kariera zaczęła mi się rozwijać w dość niespodziewanym kierunku. Musiałem odwrócić bieg tej rzeki, z pewnych rzeczy musiałem zrezygnować.
Tomasz Kot jest absolwentem PWST w Krakowie. Na dużym ekranie zadebiutował w filmie "Skazany na Bluesa". Zagrał też m.in. w popularnym serialu "Niania" oraz w filmach "Testosteron", "Lejdis", "Wyjazd integracyjny", "Erratum". 16 marca do kin wejdzie najnowszy film z udziałem aktora "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć". Ma 35 lat.