Pod koniec lutego 2017 r. popularna aktorka kina Malayalam z południa Indii wracała do domu po wieczornych zdjęciach. W okolicy lotniska w Koczin w jej samochód uderzył z tyłu mikrobus. Niepozorna stłuczka przerodziła się w dramat.

Reklama

Wszystko było zaplanowane. Mężczyźni z mikrobusa siłą weszli do pojazdu aktorki. Przez kolejne kilka godzin molestowali kobietę w samochodzie poruszającym się ulicami miasta. Kręcili przy tym filmy i fotografowali aktorkę, by później ją szantażować. Ta jednak zgłosiła sprawę policji.

Historia przypomina sprawę fizjoterapeutki z Delhi, która cztery lata wcześniej została w bestialski sposób zgwałcona i zamordowana w poruszającym się mikrobusie w Delhi. Brutalny gwałt wywołał protesty kobiet w głównych miastach Indii, na które rząd z początku odpowiedział armatkami wodnymi. Sprawy nie udało się zamieść pod dywan i od tego czasu w Indiach coraz odważniej mówi się o przemocy wobec kobiet i jej przyczynach.

Wcześniej gwałty i przemoc były zamiatane pod dywan - mówi Mahajan z Fundacji Kobiet Azji Południowej. - Teraz w większości lepiej wykształcone kobiety częściej zgłaszają te sprawy, ale wciąż trudno im się na to zdobyć. Dla kobiet na wsiach nic się nie zmieniło - dodaje.

Reklama

Zdaniem dokumentalistki z Delhi Jyotsny Khatry winne wciąż są media. Wcześniej informacje o gwałtach były pomijane w mediach. To się zmieniło, ale z kolei dziennikarze wręcz lubują się w opisywaniu ofiar i tego, co je spotkało. Rzadko mówi się o sprawcach - tłumaczy .

Tak było w przypadku porwania aktorki w mieście Koczin. Media takie jak lokalna telewizja Kairali TV, Mathrubhumi News czy największy dziennik indyjski "Times Of India" w swoich relacjach albo wymieniały filmy, w których grała, przez co łatwo można było odgadnąć personalia aktorki, albo nawet podawały jej nazwisko.

"Skupianie się na ofierze jest tendencją obecną w naszej kulturze - tłumaczy pracownica organizacji zajmującej się promowaniem indyjskiej kultury Ulka Athale z Delhi. - Pierwszy przykład z brzegu to kino Bollywood".

Reklama

Jej zdaniem kobiety w filmach z Bollywoodu, bombajskiej fabryki marzeń, są bezradne, niesamodzielne i zdane w całości na swojego męskiego wybawcę. Często zdarza się, że wybawca nie zdąży uratować kobiety i zamienia się w bezwzględnego mściciela jej utraconego honoru.

Felietonista "Times Of India" Swaminathan S. Anklesaria Aiyar uważa, że sceny gwałtu w kinie indyjskim nie są czymś rzadkim. Na przykład aktor Gopal Bedi, który zazwyczaj odgrywa czarne charaktery, nagrał ponad sto scen gwałtu.

Zdaniem Mahajan są one "niezwykle brutalne i drastyczne". "Męska część widowni, mimo że nie chce się do tego publicznie przyznać, z wypiekami na twarzy ogląda takie sceny. A to niemal instrukcja obsługi jak bić kobiety" - dodaje.

Jednocześnie w ocenie Sa Aiyara najbardziej przerażający w kinie indyjskim jest motyw zalotów. "Przez dekady bohaterowie narzucali się, prześladowali i wymuszali niechcianą uwagę bohaterek tysięcy filmów i mimo to w końcu zdobywali dziewczynę. To najbardziej ohydny przekaz skierowany do publiczności: narzucanie się dziewczynie jest tym, co bohaterowie robią, i dziewczęce +nie+ w rzeczywistości oznacza tak"- pisał w głośnym felietonie.

"Fikcja filmowa przekłada się na rzeczywistość Indii, na nasze ulice" - podkreśla z kolei Khatry, dodając, że chyba każda kobieta w Indiach doświadczyła niechcianych zalotów, które zamieniły się w uporczywe nękanie.

Zazwyczaj polega ono na ciągłym dzwonieniu, wysyłaniu dziesiątek SMS-ów każdego dnia i śledzeniu ofiary. Gdy nic nie skutkuje i frustracja prześladowcy rośnie, zaczyna się nękanie i oczernianie w internecie, w mediach społecznościowych. Często historie kończę się ekstremalnie: gwałtem, pobiciem, atakiem kwasem czy nawet morderstwem.

Według oficjalnych statystyk w 2012 r. ataków kwasem była ledwie setka, w 2015 roku ponad pięćset; lecz obrońcy praw kobiet mówią o ponad tysiącu – ich zdaniem większość z nich nie jest zgłaszanych.

Jedną z prób odwrócenia trendu w kinie indyjskim jest film "Szminka pod moją burką". Nakręcone przez Alankritę Shrivastavę dzieło sprowokowało do reakcji indyjskiego cenzora i film nie został dopuszczony do dystrybucji.

Opowiada on o intymnym życiu kilku indyjskich kobiet, które odkrywają w sobie tłumioną przez społeczeństwo seksualność i starają się ją wyrazić. Dla cenzorów film jest "fantazją o życiu" i zawiera za wiele scen seksu, wulgaryzmów oraz "pornografii dźwiękowej".

"Sytuacja, w której kobiecy punkt widzenia jest dławiony, w rzeczywistości oznacza, że mówimy, by lepiej kobiety się zamknęły. Kobiety nie mogą być cały czas widziane przez pryzmat dominującej narracji męskiego spojrzenia" - mówiła reżyserka filmu agencji IANS.

"Jak długo kobiety mają być wampami, boginiami i śpiewającymi świecidełkami" w Bollywoodzkich produkcjach? - pytała w wywiadzie.

Z Delhi Paweł Skawiński (PAP)