Prosto z Cannes: Wzloty i upadki w królestwie kina [ZDJĘCIA]
1 Bliżej festiwalowej codzienności są nieprzespane, wypełnione pracą noce, nieustanny bieg między kinami, próba upchania w pękającym w szwach kalendarzu wszystkich ciekawych spotkań i wywiadów. Marzenia o śnie, zastępowane przysypianiem na seansie i złapana w locie kanapka zamiast porządnego obiadu. W tym pędzie spotkania z filmami, te wyczekiwane i te przypadkowe. Takie, o których chciałoby się zaraz zapomnieć i te, które zostają w głowie i sercu na długo. Tegoroczny festiwal pełen jest jednych i drugich. Szczególnie konkurs główny momentami zdaje się być bardzo nierówny. Obok ambitnych i dojrzałych propozycji znalazły w nim miejsce filmy nieudane, zjedzone przez brak wizji, wyobraźni albo rutynę
PAP/EPA / IAN LANGSDON
2 Już film otwarcia wywołał mieszane uczucia. Z jednej strony wybór "Grace, księżnej Monaco" to świetna decyzja, filmowi towarzyszy adekwatna do wydarzenia luksusowa otoczka, poświęcony jednej z największych ikon kina i mody. Z drugiej – to słaby początek, bo dzieło znanego z "Edith Piaf. Niczego nie żałuję" Oliviera Dahana rozczarowuje. Kuriozalne dialogi, całkowity brak autodystansu, niekompatybilność języka filmowego i treści. Niezła rola Kidman, której obsadzenie nie było jednak najlepszym pomysłem, różnica wieku aktorki i postaci uniemożliwia wiarygodny występ. Relacje Grace i księcia Rainiera przedstawione są w spłaszczony, naiwny sposób, z niej robiąc lubiącą pompatyczne terminy trusię, z niego – gbura i szowinistę. Jednak chłodno przyjęty przez krytyków film na pewno znajdzie swoją widownię, dla której jego emocjonalna cukierkowość będzie atutem, a nie wadą
PAP/EPA / JULIEN WARNAND
3 Z dala od fleszy zachwycał pokazywany także w głównym konkursie film pochodzącego z Mauretanii Abderrahmanego Sissako. Zainspirowany krwawymi konsekwencjami działania fundamentalistycznych islamskich bojówek, które w 2012 roku opanowały północne Mali, film w niezwykły sposób łączy uważną obserwację i ważkie tezy z ujmującą lekkością, umiejętnością wyłapywania z poranionej rzeczywistości momentów ulotnego piękna
Media
4 Pozytywne reakcje wywołał "Wielki powrót" Davida Cronenberga, czyli "Maps to the Stars" z Julianne Moore i Mią Wasikowską. Ten wizyjny portret hollywoodzkiej degeneracji daje się przyłożyć także do rzeczywistości spoza światka filmowych gwiazd, nie tracąc przenikliwości osądu. Pełno w nim niespodziewanego humoru, a tradycyjne znaki rozpoznawcze Cronenberga, m.in. fascynacja transgresyjną cielesnością, znajdują tu nowy, odświeżający kontekst
PAP/EPA / CANNES FILM FESTIVAL HANDOUT
5 Podobał się także osadzony w świecie zawodowych zapasów i wielkich pieniędzy "Foxcatcher" Bennetta Millera, w którym pozytywnie zaskakują Channing Tatum i Steve Carell w nietypowych dla ich emploi dramatycznych rolach. To nie tylko kreatywna reinterpretacja historii, która wstrząsnęła amerykańskimi mediami pod koniec lat osiemdziesiątych, ale i ponadczasowa opowieść o meandrach rodzinnych zależności, tajemnic i traum
AP / Uncredited
6 Publiczność entuzjastycznie przyjęła też szalony i krwawy argentyński "Wild Tales", epizodyczną opowieść spod znaku Tarantino i Almodóvara. Film torpeda rozruszał widownię, podziałał jak wentyl, tak potrzebny w napuchniętym od powagi konkursie
Media
7 Mocne festiwalowe wejście mieli canneńscy weterani – Mike Leigh, bracia Dardenne, Nuri Bilge Ceylan, Ken Loach. Zaskoczył najbardziej ten pierwszy, proponując wariacje na temat filmowej biografii i wychodząc poza tak doskonale przez siebie dopasowany kostium współczesności. Jego przepięknie zrealizowany "Mr. Turner" opowiada o burzliwych losach dziwaka i geniusza, brytyjskiego ekscentrycznego mistrza pędzla, J.M.W. Turnera. Leigh ujmuje ulotną esencję fenomenu mistrza, widzów zachwyca świetna kreacja Timothy'ego Spalla, który może mieć szansę na nagrodę aktorską
AP / Uncredited
8 W skrajnej opozycji do świetnego Leigha stoi nowy film jednego z autorów, którzy w Cannes zdobywali pierwsze szlify uznania, Atoma Egoyana. Wielu liczyło, że po słabiutkim "Devil's Knot" jego "The Captive" będzie powrotem do świetnego kina. Niestety, film jest wręcz kuriozalnym nagromadzeniem gatunkowych klisz, uwięzionym w starej telewizyjnej estetyce i narracji i szczękach kinowej sztampy
AP / Uncredited
9 Bolesne rozczarowanie obrazem Atoma Egoyana stawia pytanie o konkursową selekcję. Poza główną konkurencją zdarzały się bowiem filmy tak doskonałe, że ich wyrzucenie poza prestiżowy nawias dziwi. Tylko jeden galowy pokaz miał na przykład "Turist" Rubena Östlunda, podzielona na rozdziały sarkastyczna dramatokomedia, śledząca losy burzliwego pobytu szwedzkiej rodziny we francuskich Alpach. To film tak ekonomiczny w użyciu filmowych środków, tak genialnie wynajdujący prawdziwą dramaturgię w niepozornych momentach i tak brutalny w eksponowaniu ludzkich przywar i lęków, że powinno się go obowiązkowo wyświetlać studentom filmówek. Östlund udowadnia, że kreatywne i osobne autorskie spojrzenie jest w stanie uczynić sztuka najbardziej zwyczajny materiał
Media
10 Uwagę zwrócił film otwarcia "Un Certain Regard", przyglądający się losom podstarzałej tancerki z klubu go-go "Party Girl". Angelique to duchowo zwariowana nastolatka, która jednak rozważa małżeństwo, bo wszyscy dokoła twierdzą, że jest za stara na zabawę i musi się ustatkować. Dylematy postaci, w którą wciela się matka jednego z reżyserów (jest ich trójka), Sonia Theis-Litzemburger, są ważne i uniwersalne, nie dotyczą tylko wycinka rzeczywistości, na którym koncentruje się film. Film stawiający pytania o to, jak kulturowe wzorce formują nasze poczucie tego, co należy i wypada, to jedna z licznych tegorocznych pozycji niesionej genialnymi występami naturszczyków
Media
11 Zachwycił też pokazywany w ramach Quinzaine "Whiplash" Damiena Chazelle'a, laureat głównej nagrody tegorocznego Sundance. Opowieść o ambitnym perkusiście i jego toksycznym nauczycielu to prawdziwa petarda z genialnymi kreacjami J.K. Simmonsa i Milesa Tellera. Obraz dzieli niesamowitą muzyczną energię wypełniających go kompozycji, a błyskotliwe dialogi przynoszą jedne z bardziej kreatywnych wiązanek bluzgów w historii kina. Podczas seansu połowa sali rytmicznie kiwała się w krzesłach, jakby uczestniczyła w świetnym, podrywającym z krzeseł nowoczesnym jazzowym koncercie
Getty Images / Daniel McFadden
12 W Cannes miało też miejsce małe odrodzenie westernu. W konkursie pokazano "The Homesman" Tommy'ego Lee Jonesa, po czerwonym dywanie przeszedł się też grający główną rolę w rasowym "The Salvation" Mads Mikkelsen z Evą Green u boku. Po nadmorskim bulwarze Croisette jeździły nawet czołgi wypełnione promującymi trzecią cześć franczyzy "Niezniszczalnymi": Satallone'em, Schwarzeneggerem i Fordem
PAP/EPA / CANNES FILM FESTIVAL HANDOUT
13 Największe piski spowodowała wizyta Ryana Goslinga, który przywiózł do Cannes swój reżyserski debiut, wyraźnie inspirowany twórczością Davida Lyncha i Nicolasa Windinga Refna, klimatyczny "Lost River"
PAP/EPA / JULIEN WARNAND
14 Refn, twórca "Drive", jest w tym roku członkiem gwiazdorskiego jury, któremu przewodzi Jane Campion. Drużynę składającą się z tak skrajnie rożnych postaci (m.in. Sofia Coppola, irańska aktorka Leila Hatami i chiński reżyser Jia Zhangke) uwiódł film Turka Nuriego Blige Ceylana. Cannes w pełni wiosny zapadło w "Zimowy sen". Z przyjemnością...
AP / Joel Ryan
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję