"Kwiaty wojny" – krwawy karnawał pod cesarską flagą. ZDJĘCIA!
1 Inna sprawa, że nasza pamięć jest polityczna, a przez to oczywiście wybiórcza. Gościnne występy japońskiej armii w Nankinie późną jesienią 1937 roku, występy, które kosztowały życie około 300 tysięcy mieszkańców stolicy ówczesnych Chin, długo pozostawały w cieniu milionów ofiar wojen światowych i totalitarnych reżimów
Media
2 Japonia zyskała osobliwe alibi w postaci eksplozji atomowych w Hiroszimie i Nagasaki, a w czasach zimnej wojny stała się amerykańskim przyczółkiem w walce ze światowym komunizmem – przypominanie o nankińskim ludobójstwie (i wielu innych krwawych epizodach, które ma na sumieniu japoński imperializm) stało się niewygodne
Media
3 Tymczasem w Nankinie – o czym sumiennie i wyczerpująco pisze Iris Chang – działy się rzeczy niewiarygodne. Była to istna rzeźnicka orgia pod patronatem cesarskiej armii, oszalały karnawał sadyzmu i gwałtu, masakra z szerokim wachlarzem wymyślnych tortur. Na nielicznych zachowanych zdjęciach można zobaczyć, że japońscy żołnierze potraktowali swoje zadanie bojowe jako pyszną rozrywkę
Media
4 Praca Chang, która w USA stała się w swoim czasie bestsellerem, zdejmuje zasłonę milczenia spowijającą piekło Nankinu. Można jej wszelako to i owo zarzucić, choćby emocjonalny ton, czy dość powierzchowną i piętnującą analizę japońskiego charakteru narodowego. Ciekawe też, że w kontekście zbrodni ludobójstwa pojawia się w tej książce Adolf Hitler, ale już nie Mao Zedong, którego konto obciążają dziesiątki milionów chińskich ofiar.
Media / Yao
5 Oddzielną sprawą jest nieco kulejący językowo przekład książki Iris Chang. To wszystko jednak nie odbiera, rzecz jasna, "Rzezi Nankinu" potężnej dokumentalnej siły
Media
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję