Entuzjastyczna opinia Amerykanki o naszym kinie wzięła się stąd, że została zaproszona do udziału w dwóch polskich produkcjach. Pierwsza z nich to "Karolcia i magiczny koralik" Jowity Gondek. Realizacja tego filmu, opartego na popularnej powieści dziecięcej Marii Krüger trwa już od... 2000 roku. Dunaway gra czarownicę Filomenę, rolę niegdyś zarezerwowaną dla Nastassji Kinsky, a potem Katarzyny Skrzyneckiej. W obsadzie filmu są także Majka Jeżowska, Katarzyna Figura, Jacek Kawalec i Paweł Deląg.

Równie długą brodę ma współczesna wersja "Balladyny", którą Mariusz Treliński chciał kręcić już w 2002 roku. Dunaway zagra w tym filmie psychoanalityka. "Byłam zaskoczona bardzo wysokim poziomem profesjonalizmu osób realizujących te projekty" - zachwyca się aktorka i dodaje: "Zaangażowanie, energia, temperament, odpowiedni punkt widzenia - to mnie przyciągnęło do Europy Wschodniej"

Dunaway ujawniła też, że trwają przygotowania do produkcji filmu o największej diwie operowej XX wieku, Marii Callas. Są ponoć szanse, aby zdjęcia były częściowo realizowane w Polsce z udziałem naszych aktorów. 67-letnia Dunaway zagra w tym filmie młodą (?) śpiewaczkę. Ma wystąpić też Val Kilmer. Trwają rozmowy o zaangażowaniu Roberta De Niro jako kochanka diwy, Arystotelesa Onassisa oraz Jennifer Lopez.

Trzy filmy, dzięki którym Faye Dunaway przejdzie do historii kina to "Bonnie i Clyde" Artura Penna (1967), "Chinatown" Romana Polańskiego (1974) i "Sieć" Sidneya Lumeta (1976). Dwa pierwsze przyniosły jej nominacje do Oscara, trzeci - upragnioną statuetkę. Później Dunaway nie miała już tak dobrej passy. Częściowo z własnej winy - zawsze uchodziła za osobę wyjątkowo trudną we współpracy. Na brak porozumienia z amerykańską aktorką narzekał między innymi Polański. Jak na ironię w niedzielę oboje odcisną dłonie na Promenadzie Gwiazd w Gdańsku.





Reklama