Nazywany jest Czechowem, bo tak jak on w swoich opowieściach koncentruje się na emocjach. W scenariuszach Leigh relacje między bohaterami, starcia ich charakterów, lęków, dziwactw są ważniejsze od tez, problemów. Opowiada o świecie poprzez historie przeciętnych ludzi, a nie przez wielkie zagadnienia. A przeciętność znaczy u niego zazwyczaj: przynależność do klasy robotniczej, szarość angielskich małych mieszkań, duszność pubów, niespełnione nadzieje, brzydotę, złość na los. Byłoby zatem trudno mówić o prawdziwej przyjemności poznawania tych historii, gdyby nie ciepło, z jakim Mike Leigh opisuje swoich bohaterów, nawet tych najbardziej straumatyzowanych, na skraju załamania albo wariactwa.

Reklama

Wpisał się w nurt, który w Anglii właśnie wygasał, kiedy on zaczynał tworzyć – kuchenny realizm angielski rozwijał się w latach 50. i 60., przede wszystkim w teatrze. Tam brytyjska klasa robotnicza w zatłoczonych pubach piła, biła się, łączyła w związki na samym początku naznaczone małą dawką cierpienia, potem coraz większą. Takie historie pisał Harold Pinter, mistrz Mike'a Leigha. Przez ich ciepło, ironię, błyskotliwą skrótowość opisywania charakterów, a jednocześnie towarzyszący temu wszystkiemu niepokój teksty Pintera nazywano komediami zagrożenia. To samo można powiedzieć o pierwszych sztukach teatralnych i telewizyjnych Leigha.

Zgodnie z tymi zasadami w latach 70. zrealizował siedem tytułów dla telewizji – po premierze "Ponurych chwil" w 1971 roku (dostał za ten film główną nagrodę na festiwalu w Locarno, nie okazał się on jednak sukcesem w kinach), doszedł do wniosku, że jego sposób opowiadania bliższy jest telewizji. Realizując najpierw "Majowe świry" (1975 r.), potem "Przyjęcie Abigail" (1977 r.), zaczął stosować metodę do dziś chwaloną przez aktorów, m.in. przez Tima Rotha, który uważa Leigha za swojego najważniejszego nauczyciela.



Metoda ta polega na przystępowaniu do pracy nie tylko bez scenariusza, ale też bez zarysu charakterów. Charaktery postaci podczas prób tworzą aktorzy – improwizując, reagując na swoje prywatne odruchy. Dostają do wykonania najprostsze zadania – takie jak obcinanie włosów, spotkanie w kuchni, dzwonienie do kogoś. Wszystko, co dzieje się potem, dla nich samych jest niespodzianką. Sceny rozpisywane są często wokół jednego zdania, uznanego przez reżysera za ważne. Ten sposób pracy buduje styl Leigha, w którym obok brudu, chropowatości historii ważne jest jeszcze to, że widzowie są niezwykle blisko bohaterów – czasem przerażająco blisko, tak bardzo, że oglądanie ich wymaga dużego dystansu, jak we "Współlokatorkach" (1997 r.) albo "Nagich" (1993 r.). Jednocześnie Leigh jest tak daleki, jak to możliwe od sentymentalizmu, czułostkowości, łatwych wzruszeń. – Moje prace są emocjonalne, intuicyjne, instynktowne, nagie – mówi. – Jednak absolutnie nie jestem twórcą intelektualnym.

Łatwo się o tym przekonać, oglądając "Życie jest słodkie" – tragikomedię o codzienności młodej rodziny, "Nagich" – pełen czarnego humoru, nagrodzony w Cannes, portret outsidera, "Współlokatorki" – wspomnienie o dorastaniu i głębokiej przyjaźni kobiet, oraz "Topsy-Turvy" – opowieść o Arthurze Sullivanie i Williamie Schwencku – twórcach operetek popularnych w Wielkiej Brytanii. Bonusem tego zbioru są trzy filmy krótkometrażowe: "Zmysł historii", "Krótkie i kręcone" oraz "Hello, hello, hello", wyreżyserowany przez Davida Thewlisa. Jeśli charakter opowieści Mike'a Leigha poznawaliście przez jego najbardziej popularne filmy, takie jak "Vera Drake" albo "Sekrety i kłamstwa" i uznawaliście je za jedne z najsmutniejszych w historii, po obejrzeniu tego zestawu możecie zmienić zdanie. To kwintesencja jego stylu – pełnego poczucia nieporządku, niespełnienia, naprawdę głębokiej rozpaczy.

MIKE LEIGH: Nadzy, Topsy-Turvy, Współlokatorki, Życie jest słodkie | dystrybucja: Gutek Film