Sprawa jest prosta jak konstrukcja cepa: urodziwa, ale niemająca szczęścia do mężczyzn Milly (Mandy Moore) jak na złość bez przerwy spotyka na swojej drodze zakochane bez pamięci pary. Dobija ją rodzina - starsze siostry dawno się ustatkowały i bardzo chwalą sobie małżeński stan. Depresję funduje praca - Milly jest szefową firmy cateringowej obsługującej wesela.

Reklama

W tym cukierkowym świecie bycie nieszczęśliwym singlem jest katastrofą. Pewnie dlatego Milly łatwo wpada w ramiona podsuniętego jej przez matkę "mężczyzny idealnego". Posiadacz pięknego apartamentu z widokiem na dachy, wzięty architekt i miłośnik podróży po Europie będzie miał jednak konkurenta - muzyka z przeszłością i obowiązkowo złamanym sercem. Milly jak osiołek, któremu w żłoby dano, będzie randkować z oboma, dopóki się to nie wyda.

Choć wszyscy są tu ładni jak trzeba, jest nawet trochę więcej scen erotycznych, niż przewidywałaby konwencja, to wątek walki Milly z namiętnością do dwóch panów jest oczywisty i lekko nużący. Przecież wiadomo, że w komedii romantycznej wygrywają zawsze uczucia, nie rozsądek, a na końcu wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Powodzenie takich filmów zależy od tego, co zaserwuje się nam w fabule poza historią miłosną. I z tym jest w "A właśnie, że tak!" zupełnie przyzwoicie. W pokazanym konflikcie dwóch pokoleń kobiet można się przeglądać jak w lustrze, choć rozbawi on przede wszystkim panie. Panowie pozbawieni fantastycznego doświadczenia konfliktu z zaborczą matką, która zawsze wie lepiej, w czym nam do twarzy, z jakimi mężczyznami powinnyśmy się zadawać, jak wychowywać swoje dzieci, mogą mieć problem z wczuciem się w klimat "A właśnie, że tak!".

Barwność konfliktu pokoleniowego to zasługa Diane Keaton w roli Daphne, samotnej matki trzech dorosłych córek, która próbuje manipulować ich życiem. Keaton z filmu na film coraz bardziej przypomina swojego wieloletniego partnera Woody’ego Allena. Tu dla innych wyniosła i niezainteresowana "tymi sprawami", w domu z rosnącym zainteresowaniem przegląda przypadkowo otwarte strony pornograficzne. Gdy coś nie układa się po jej myśli albo, co gorsza, córki sprzeciwiają się jej woli, zapada na tajemnicze, przewlekłe choroby, traci głos, wymaga całodobowej opieki i musi natychmiast wprowadzić się do jednej z latorośli. Mam wrażenie, że scenarzyści zatrudnili Keaton z intencją przeniesienia allenowskiego klimatu do swojego filmu.

Jej najstarsza córka Maggie (Lauren Graham znana u nas z serialu "Kochane kłopoty") jest zrównoważoną panią psycholog, która ma drobne problemy z wyjątkowo namolnym pacjentem z niską samooceną. Scena kłótni dwóch sióstr w gabinecie w obecności owego pacjenta jest echem genialnej potyczki małżeńskiej między terapeutką Kirstie Alley a zdradzającym ją mężem (Allen) z "Przejrzeć Harry’ego".

"A właśnie, że tak!" pozostaje jednak filmem zbyt poprawnym. I choć momentami wydaje się, że przełamie konwencję komedii romantycznej i przejdzie w ironiczną przypowieść o walce kobiet, wstrzymuje się w pół kroku.