Czekaliśmy na ten film długo - ponad dwa lata. Drugi film Bohdana Slámy, autora "Dzikich pszczół", chciałoby się natychmiast mieć w domowej bibliotece. Bo jest prostą i autentyczną opowieścią o wytrwałym poszukaniu celu w życiu. Każdy z nas kiedyś szukał swojego szczęścia. Niektórym to zostało.
Zawsze jest podobnie. Najpierw szkoła, tęsknota za przynależnością do wspólnoty, która - zwłaszcza dla indywidualistów - stałaby się parasolem ochronnym dla ich odrębności. Wreszcie przychodzi tzw. dorosłość, niedojrzała jeszcze dojrzałość. Sláma sportretował w "Szczęściu" troje bohaterów złapanych w tym szczególnym momencie życia. Niby jeszcze wszystko może się zdarzyć, ale już kończą się nadzieje, powoli dewaluują marzenia. Monika (Tatiana Vilhelmová), Toník (Pavel Liška) i Dasha (Anna Geislerová) są przyjaciółmi.
Zupełnie niepodobnymi do przyjaciół z filmów francuskich i amerykańskich komedii. Mieszkają w starym bloku na peryferiach betonowego miasta w północnych Czechach, wieczorami nie umawiają się na lampkę czerwonego wina ani nie rozmawiają o nowym filmie Woody Allena. Chłopak Moniki poleciał do Ameryki, pracująca teraz w supermarkecie dziewczyna wierzy, że wkrótce do niego dołączy. Toník nie potrafi dołączyć do wyścigu szczurów. Gra rolę ofiary losu. Kiepsko mu to idzie, ale innych ról (życiowych) też się nie nauczył. Dasha jest równie ładna jak Julia Roberts, ale kariery na pewno nie zrobi. Kocha żonatego faceta, ma z nim bliźniaki. Nie kocha swojej depresji.
Trzymają się razem. Trochę z przyzwyczajenia, bo kogo będą się trzymać, kiedy ich zabraknie? "Szczęście" jest filmem o samotności wśród ludzi i o potrzebie przyjaźni. Przyjaźni, która nie będzie uczuciem "zamiast" miłości, tylko wobec niej. Kiedy Dasha trafi do szpitala, Monika - odkładając podróż do Stanów - postanowi zaopiekować się dzieciakami przyjaciółki. Dołączy do niej Toník.
Bohdan Sláma jest autorem zaledwie dwóch tytułów, ale to wystarczy, żeby zaliczyć go do grona najciekawszych twórców kina europejskiego. Niby jest dokładnie tak samo jak w klasycznym, dobrym czeskim kinie. Serdecznie i ironicznie, jowialnie i okrutnie. Bohaterowie są przyziemni i trochę ograniczeni, palą papierosy, piją piwo i mają wyrozumiało-smutny stosunek do rzeczywistości. Kamera podjeżdża do nich bardzo blisko. Łapie nietwarzowe grymasy i znęca się nad tandetnymi bluzeczkami z ciucholandu. Ale przecież Sláma wywyższa tę przeciętność. Daje jej niezwykłość.
Po obejrzeniu "Szczęścia" Slámy znowu pomyślałem, jak bardzo takiego kina brakuje w Polsce. I jak bardzo by się przydało. Chętnie zobaczyłbym na przykład film o wspaniale opisanych przez Grażynę Plebanek losach "Dziewczyn z Portofino", przyjaciółek dorastających w cieniu warszawskiego blokowiska.
Jarosław Iwaszkiewicz w swoim późnym arcydziele, opowiadaniu "Sérénité", rozliczał się z własnym egoizmem. Który nie pozwolił mu na docenienie altruizmu albo bezinteresownej miłości. Bohater jego opowiadania w finale mówił: "Znowu poczułem, że nie jestem szczęśliwy, że nie byłem szczęśliwy, że nie będę szczęśliwy!". Bohdan Sláma pokazuje, że o szczęście można jednak zawalczyć. Trzeba walczyć. Póki nie będzie za późno.
"Szczęście"
Czechy 2005; Reżyseria: Bohdan Sláma; Obsada: Tatiana Vilhelmová, Pavel Liška, Anna Geislerová; Dystrybucja: Kino Świat; Czas: 100 min
Premiera: 1 czerwca