"Paranormal Activity" USA 2007; Reżyseria: Oren Peli; Obsada: Katie Featherston, Micah Sloat; Czas: 86 min; Dystrybucja: Vision; Premiera: 20 listopada; Ocena 3,5/6



Trudno jednak przekonująco umotywować stałą obecność kamery śledzącej poczynania bohaterów, a w dodatku tak skonstruować fabułę, by falsyfikat rzeczywistości nie zamienił się w ordynarny koncept.

Pochodzącemu z Izraela Orenowi Peliemu udało się nienajgorzej, choć formułę wybrał najtrudniejszą, bo jak „Blair Witch Project” imitującą autentyk w całości, a nie tylko formalnie upozowaną na dokument. Pomysł miał Peli genialnie prosty i na dodatek tani. Zrobił swój film za 11 tysięcy dolarów, zarobił już pół miliona. Wykombinował sobie parę młodych ludzi: Katie i Micaha, mieszkających w luksusowym domu i snujących wspólne plany na przyszłość. Kochają się, są szczęśliwi, tylko w domu czasem dzieją się dziwne rzeczy. Wezwany na pomoc specjalista od duchów stwierdza obecność w domu złej mocy. Okazuje się, że demon przyczepił się do Katie i prześladuje ją z przerwami od 8 roku życia. Micah przy pomocy kamery chce złapać tajemniczą siłę na gorącym uczynku. I udaje mu się. Kamera rejestruje otwierające się drzwi, tajemnicze odgłosy, dziwne zachowania Katie. Coraz bardziej niepokojące.

p

Reklama

Osiągnął efekt udawanego autentyku. Zresztą „Paranormal Activity” był na początku reklamowany jako zbiór nagrań z rzeczywistego wydarzenia. I część publiczności uwierzyła, że „Paranormal Activity” to szczera prawda. Nie do końca trzyma się to wszystko logiki, ładu i składu, obecność kamery nie zawsze jest do końca umotywowana. Ale ma ten film moc dowodu, że nie zawsze eskalacja efektów ma sens. Manfestacje sił paranormalnych, które w profesjonalnie wyprodukowanym horrorze uzalibyśmy za słabe, ale po raz kolejny okazuje się, że napięcie zależne jest od kontekstu. Tak jak w "Śnie" Warhola każde przewrócenie się śpiącego faceta na drugi bok urastało do rangi kulminacji, tak i tutaj oszczędnie dozowane chwyty grozy zyskują na sile.

Reklama

Podczas premiery na festiwalu w Toronto widownia próbowała ostrzec parę bohaterów, szepcząc do nich o zbliżającach się zagrożeniach. Film ponoć przestraszył samego Stevena Spielberga, który po tym jak obejrzał przeglądówkę, zauważył, że drzwi pustej sypialni nieoczekiwanie zatrzasnęły się od środka. Przekonany, że kopia jest nawiedzona, zapakował ją w worek na śmieci i wyniósł z domu.

"Paranormal Activity" jest nieco wtórny i dopiero w drugiej jeo części zaczyna się dziać coś intrygującego, ale dokumentalna stylizacja broni go przed rutyną i wtórnością. A to już całkiem sporo.