"Chłopiec z niebios"

Fabularny szkielet thrillera szpiegowskiego nie grzeszy oryginalnością, ale egipsko-szwedzki reżyser Tarik Saleh obudowuje go mięsistym kontekstem społeczno-politycznym oraz dekoracjami stanowiącymi wartość samą w sobie. Nieczęsto bowiem akcja kryminału rozgrywa się w meczecie. A co dopiero w Al-Azharze, siedzibie wielkiego imama będącej dla muzułmanów tym, czym Watykan dla katolików.

Reklama

Intryga zawiązuje się w momencie, gdy wielki imam umiera, a wybór jego następcy, analogicznie jak konklawe, odbywa się za zamkniętymi drzwiami przy udziale najwyższej rady szejków. Egipski rząd chce mieć jednak wpływ na elekcję, w związku z czym pułkownik bezpieki Ibrahim (świetny Fares Fares, znany z poprzedniego filmu Saleha, "Morderstwa w hotelu Hilton") otrzymuje zadanie zinfiltrowania Bractwa Muzułmańskiego. W tym celu werbuje jako niechętnego informatora świeżego studenta uniwersytetu Al-Azhar, Adama (Tawfeek Barhom, nieprzenikniony jak jego bohater).

Adam, syn rybaka z małej wioski, spełnia podstawowe kryterium na szpiega: nie rzuca się w oczy. Wątły, łagodnie usposobiony, unikający kontaktu wzrokowego. Niewinny, ale z pewnością nie tak naiwny, jak wszyscy wokół zdają się myśleć. Nawet jeśli tytułowe niebiosa przypisują mu jedynie rolę pionka w brudnej grze patriarchalnych interesów między religią a polityką, niczym w słowackich "Sługach" Ivana Ostrochovský'ego, podobnie osadzonych w placówce seminaryjnej.

Reklama

Saleh może i niespecjalnie odkrywczo, niemniej równie zajmująco opowiada o manipulacjach i podwójnych standardach zarówno władz świeckich, jak duchownych. Robi to nie bez gorzkiego humoru - nawet mięso z McDonalda może być "halal", jeśli tylko szejk ma taką wolę, zaś źródłem mądrości, zamiast spodziewanego wersetu z Koranu, okazuje się cytat z "żydowskiego filozofa Karola Marksa".

Trwa ładowanie wpisu

Reklama

Napięta relacja Adama z Ibrahimem przypomina tę między postaciami Lakeitha Stanfielda a Jessego Plemonsa w "Judaszu i Czarnym Mesjaszu" Shaki Kinga. W obu filmach stawką jest zresztą to samo - kontrola aparatu państwowego nad grupą społeczną podatną na radykalizację. Bynajmniej nie oznacza to, że "Chłopiec z niebios" jest stereotypowym filmem o "złych dżihadystach". Saleha koniec końców interesuje człowiek, nie ideologia.

Film doskonale sprawdza się jako humanistyczny manifest, nieco gorzej jako thriller. Ale nawet gdy napięcie chwilami siada, lokacje nie przestają ekscytować - te wszystkie sale modlitewne, korytarze, komnaty i dziedzińce składające się na rozległy kompleks meczetu. Oto co znaczy nietypowa sceneria w kinie - i to mimo tego, że ona też jest iluzją - reżyser pozostaje persona non grata w Egipcie, stąd też Al-Azhar musiał być tylko udawany, "gra" go Meczet Sulejmana w Stambule. I "gra" tak autentycznie, jak to tylko możliwe.

Gdzie zobaczyć: w kinach