Napijesz się dziś?
Czego? I ile?
Jak to na ciebie zadziała? Mierzysz to, sprawdzasz? Wiesz, po ilu lufach stajesz się królem życia i towarzystwa, a po ilu wszyscy, łącznie z tobą samym mają cię dość?
Ile razy wypiłeś dla kurażu? Ile razy zanim podchodząc do faceta lub kobiety ratowałeś się rozpuszczaniem w krwi procentów.
A ile razy spieprzyłeś coś w życiu, bo byłeś napruty? Nie, nie pytam o jazdę po pijaku i rozjechaniu gołębia, psa, trawnika lub człowieka. Pytam, jakie koszty ponoszą twoi bliscy. Ile razy nie przeczytałeś dziecku książki, nie poszedłeś na spacer. Za to napiłeś się.
Kiedyś w zwiastunie filmu „Pod mocnym aniołem” padły słowa: „Piję kiedy jestem smutny, piję kiedy jestem wesoły, piję kiedy Polska wygrywa, piję kiedy Polska przegrywa”. Tu pijemy po to, by jakoś przejść przez życie.
W „Na rauszu” grupa znajomych nauczycieli prowadzi eksperyment, jak twierdzi - naukowy. Czy ich życie będzie lepsze, kiedy będą pić. Początkowo mało, potem stopniowo zwiększają dawkę. Kończy się trauma nieśmiałości, niskiej oceny. Zarówno tej własnej, jak i w oczach uczniów. Nieśmiały chłopak podpierający ścianę zostaje królem balu. Nagle czuje, że żyje.
Oczywiście kwestią czasu jest to, kiedy sprawa się wywali z hukiem, niczym pijaczyna, który nie zauważy krawężnika. A ofiary to nie tylko zapici, skacowani, spoceni nauczyciele. Spektrum rodziny, społeczności pokazane jest tu w bolesnym przybliżeniu. Rozedrgania emocjonalne, dramaty, poczucie wściekłości połączone jest z agresją pozbawioną fizycznej siły.
W przewrotny sposób jest to też opowieść o sensie życia i kryzysie męskości. O tych pytaniach: czy tak musi wyglądać reszta mojego życia, o dniu świstaka, który denerwuje powtarzalnym uśmiechem fałszywego sąsiada mówiącego „dzień dobry”. „Jaki on k****a dobry” – aż chce się zakrzyknąć.
Model ucieczki jest autentyczny dzięki aktorstwu, w którym istotny jest pierwszy smyczek – Mads Mikkelsen. I Thomasowi Vinterbergowi, reżyserowi mającemu dziką zdolność wyciskania emocji ze sceny otwierania drzwi do klasy.
Scenariusz Tobiasa Lindholma oraz Thomasa Vinterberga gra naszymi uczuciami. Każe zadawać pytania o to, co jest dla ludzi, co pomaga w walce z codziennością, a co potęguje dziki ból i poczucie pustki. Czy chęć urwania się ze stanu odbębniania codzienności na autopilocie pozwala usprawiedliwić to, co robimy początkowo tylko wieczorem?
Mads Mikkelsen wielkim aktorem jest. Jego siłą jest naturalny dystans do siebie, obecny nawet w tak mocnej roli jak filmowy Martin w „Na rauszu”.
Wiele filmowych moralitetów o alkoholu miało odwrotny od zamierzonego efekt. Ludzie wychodzący ze wspomnianego „Pod mocnym aniołem” czy „Zostawić Las Vegas” szli na lufę do baru, kupowali małpkę lub – udając smakoszy – wypijali butelkę zacnego dzieła z Włoch zagryzając serem, którego sto gram kosztuje tyle, co obiady dla 20 dzieci.
„Na rauszu” nie jest moralitetem. I dlatego zostanie w nas na dłużej. To nie będzie kac, który minie, dzięki patentom przekazywanym z ojca na syna, z matki na córkę.
Zasłużony Oscar, wielkie dzieło.
To jak – napijesz się?