Kamery z ukrycia, często zniekształcony głos. Muzyka potęgująca wyznania, od których u każdego, kto ma w sobie odrobinę empatii, włos się jeży na głowie. Czasem można mieć wrażenie, że oglądamy program typu „997”, uczestniczymy w rekonstrukcji zbrodni. Tu patrzymy jednak nie na statystów, a prawdziwe ofiary – dziś dorosłe osoby, które konfrontują się z tymi, którzy przed wielu laty, często przed dekadami, byli sprawcami poważnych przestępstw seksualnych.
Padające wcześniej porównania z „Leaving Neverland” kończą się na poziomie wyznań ofiar. To, co było największą wadą dokumentu HBO: brak głosu drugiej strony – tu jest wyeliminowany. Księża mają prawo się wypowiadać – to, że z tego prawa nie zawsze korzystają, często przed Sekielskim zwyczajnie uciekając, w odbiorze filmu traktujemy tylko i wyłącznie jako przyznanie się do winy ze strony zarówno oprawców, jak i tych, którzy sprawy tuszują.
Film posiada swoją dynamikę – początkowo wolny (mimo wstrząsającego przekazu) rytm, przyspiesza zmierzając nieuchronnie do mocnego finału. Ma swoją konstrukcję jako dzieło filmowe, jest spójnym dokumentem, który nie posiada wad wspomnianego dzieła HBO.
Największe dwa zarzuty, które były formułowane jeszcze przed premierą filmu, upadły. Po pierwsze – w mojej ocenie - nie jest to nawet przez sekundę atak na religię, nie jest to próba niszczenia Kościoła. Pisząc wprost: jako wierzący nawet na chwilę nie poczułem się obrażony i nie wyobrażam sobie, jak można zarzut naruszenia dóbr religijnych wobec twórców "Tylko nie mów nikomu" formułować.
Sekielski bardziej pokazuje, jak Kościół często niszczył sam siebie, maskując przestępstwa i chroniąc osoby, które się ich dopuściły. Fragment konferencji prasowej biskupów, podczas której pada słynne stwierdzenie, że hasło pedofilia w Kościele jest de facto atakiem na Kościół, jest smutnym podsumowaniem mechanizmu, za którym wciąż w Polsce próbuje się ukrywać przestępstwa. Wam się ku**a chce całą niedzielę tu siedzieć, żeby ganiać Adama? - pyta ksiądz, u którego pracuje duchowny skazany za pedofilię. Każdy może kiedyś upaść – dopowiada kobieta, dla której ksiądz najwyraźniej wciąż jest autorytetem. Księdza się pan czepia? – pyta proboszcz parafii, w której rekolekcji dzieciom udzielał duchowny skazany za pedofilię.
Po drugie wszystkie przypadki, które zostały przedstawione w „Tylko nie mów nikomu”, zostały dokładnie udokumentowane. I dlatego można przyjąć, że film Tomasza Sekielskiego będzie miał ogromny wpływ na rzeczywistość w Polsce. Oczywiście, słyszeliśmy już wielokrotne przeprosiny z ust hierarchów. Rzeczywistość jednak wygląda tak (być może nie zawsze, być może czasami, być może generalizacja zaboli naprawdę liczne grono księży, które pragnie szybkiego oczyszczenia i ukarania przestępców, którzy nosili lub noszą sutanny i habity), że kościół w Polsce wciąż jest zagubiony i nie potrafi sobie poradzić z koniecznością podjęcia wyzwania. Nie da się prowadzić posługi kapłańskiej, nieść dobrej nowiny i Słowa Bożego, jeśli ukrywa się w swym gronie przestępców. Brak dogłębnego śledztwa, brak sprawdzania księży, którzy prowadzą rekolekcje jest niezwykle wymowne.
Tak samo, jak wymowne jest to, że taki obraz został finansowany z publicznej zbiórki. Że żadna z instytucji, które mogły i – w imię misji publicznej – powinny na to wyłożyć środki, tego nie zrobił.
Nie mam wątpliwości, że Tomasz Sekielski nakręcił dokument historyczny. Czy rzeczywiście coś zmieni, czy doczekamy się prawdziwego oczyszczenia – tu wątpliwości, po tym co zobaczyłem w „Tylko nie mów nikomu” mam mocne.