Pierwsza część opowiadała historię państwa Verneuil (Christian Clavier i Chantal Lauby), konserwatywnych katolickich burżujów, których córki wychodziły za mąż za mężczyzn z odmiennych kręgów kulturowych - sefardyjskiego Żyda, muzułmanina z Algierii, Chińczyka i Senegalczyka.
W kontynuacji punkt ciężkości przerzucony jest właśnie na zięciów. Każdy z nich boryka się z problemami na drodze zawodowej, co twórcy wykorzystują zarówno do "firmowej" już dla cyklu drwiny ze stereotypów, jak i do zobrazowania wcale ważkiego zagadnienia, jak to jest być obcym we własnym kraju.
I tak - do muzułmańskiego prawnika zgłaszają się wyłącznie kobiety w burkach. Żydowski biznesmen kładzie każdą inwestycję, za jaką się zabierze, a kredytów chcą mu udzielać tylko banki... greckie. Z kolei chiński bankowiec żyje w ciągłym strachu, jako że w obecnych czasach łupem bandytów padają rzekomo głównie bogaci Azjaci. Zaś afrykański aktor, marzący o roli Otella, otrzymuje wyłącznie epizody kryminalistów, bo cały francuski rynek filmowy okupują biali ("Jeden Omar Sy wiosny nie czyni", utyskuje).
Wszyscy czterej wpadają więc w jednym czasie na pomysł, by wyemigrować wraz z małżonkami - trzej z nich do swoich pierwotnych ojczyzn, a Senegalczyk do Indii, gdzie ma nadzieję na karierę w Bollywoodzie. Jak łatwo się domyślić, zestresowany patriarcha Claude Verneuil dołoży wszelkich starań, aby przekonać zięciów o korzyściach płynących z życia we Francji.
Po rozczarowującym początku, pełnym wysilonych żartów słownych i taniego slapsticku, film stopniowo łapie właściwy rytm i zaczyna autentycznie bawić, dotykając przy okazji tematów istotnych społecznie. Oczywiście dowcip do samego końca pozostaje po francusku przeszarżowany, a chwilami też mocno zwietrzały, by wspomnieć choćby nieśmiertelny klasyk z białą kobietą rodzącą czarne dziecko czy skecz z serii "...wchodzą do baru", tu w wykonaniu Żyda, muzułmanina, Afrykanina i Chińczyka. Ogląda się to jednak bezboleśnie - zapewne dlatego, że w tle nawet mało wyszukanych wygłupów wciąż przewija się refleksja nad poczuciem przynależności do kraju, patriotyzmem i tożsamością.
Pytanie z pierwszej części - co imigranci mogą dać Francji - zostaje odwrócone: co Francja może dać imigrantom? No właśnie - co? Film usiłuje nas przekonać, że bogactwo kulturowe, dobrą kuchnię i pocztówkowe widoki, ale akurat pod tymi względami kraj nad Sekwaną nie jest przecież bezkonkurencyjny.
Na niemałą zaletę wyrasta za to wolność obyczajowa - tu uargumentowana wątkiem ślubu lesbijskiej siostry Senegalczyka. W końcu Francja jako pierwszy kraj na świecie zalegalizowała akty homoseksualne (już w 1791 roku) i jako jeden z pierwszych wprowadziła związki partnerskie, a później homomałżeństwa i adopcje dzieci przez pary jednopłciowe.
Kluczowym atutem okazuje się jednak szansa rozwoju, której zdaniem twórców nie należy szukać w wielkomiejskich aglomeracjach, lecz na znacznie życzliwszej i dającej więcej możliwości prowincji, gdzie na przykład za bezcen można przejąć upadłą fabrykę albo dostać wymarzoną rolę Otella w lokalnym teatrze. Inna sprawa, że bez płatnej protekcji zamożnego teścia i to może nie być łatwe.
Wszystko zatem pięknie, tyle że w sferze życzeniowej. W prawdziwym życiu ilu imigrantów ma okazję wżenić się w bogatą rodzinę? Polska premiera filmu zbiega się w czasie ze spektakularną manifestacją Czarnych Kamizelek w paryskim Panteonie, gdzie nielegalni przybysze, w większości pochodzący z byłych francuskich kolonii w Afryce i zamieszkujący Francję od lat, domagali się uregulowania pobytu. Brak papierów skazuje ich bowiem na pracę na czarno, a nierzadko także na bezdomność.
Od podobnie drażliwych kwestii teoretycznie wywrotowy, w praktyce zaś dość konserwatywny i bezgranicznie prorodzinny film trzyma się z dala. Krytyka polityki obecnego prezydenta zostaje sprowadzona do jednej wymiany zdań, podczas których teść triumfalnie wytyka sfrustrowanym zięciom, że wszyscy głosowali na Macrona.
Niemniej jednak nie ma co podchodzić ze zbyt wygórowanymi oczekiwaniami do sequela lekkiej komedii. W czasach gdy Francja, jak i cała Europa, sukcesywnie przesuwa się w prawo, a nastroje ksenofobiczne narastają, każdy obraz pozytywnej asymilacji robi dobrą robotę.
"I znowu zgrzeszyliśmy, dobry Boże!", Francja 2019, reż. Philippe de Chauveron, dystrybucja: Gutek Film