Anderson dowodzi, że jego domeną wciąż pozostaje wszechstronność i eklektyzm. Łatwo wyobrazić sobie, że Doc Sportello – wiecznie naćpany hipis i bohater poprzedniego filmu reżysera, „Wady ukrytej” – na seansie „Phantom Thread” (oryginalny tytuł "Nici widmo") wysiedziałby jakieś 10 minut. Inaczej niż w przypadku kongenialnej adaptacji powieści Thomasa Pynchona, akcja opowieści nie toczy się w środowisku kalifornijskich luzaków, lecz w snobistycznym światku londyńskich projektantów mody. Wbrew pozorom, niesforny detektyw Sportello i sportretowany w „Phantom Thread” Reynolds Woodcock mają jednak ze sobą coś wspólnego. Obaj wydają się nieodzownymi synami swojej epoki – psychodelicznej Ery Wodnika i sztywnych, ograniczonych konwenansami lat pięćdziesiątych. Bohaterowie solidarnie nie spodziewają się także, że świat, który doskonale znają, zostanie wkrótce wywrócony do góry nogami.
W życiu cieszącego się sławą najlepszego londyńskiego krawca Woodcocka widmo zmian przybierze postać przypadkowo spotkanej kobiety. Choć spontaniczna, tryskająca energią i skora do zabawy Alma wydaje się chodzącym przeciwieństwem dystyngowanego bohatera, z miejsca wzbudza jego fascynację. Skromna kelnerka w krótkim czasie zostaje nie tylko modelką, lecz także muzą i partnerką, a starcie skrajnie odmiennych temperamentów zaczyna prowokować niemożliwe do zignorowania napięcia.
Opisywanie szczegółów tej niecodziennej relacji pozwala zahaczyć Andersonowi o schemat klasycznego melodramatu, gdzie miłość bywa wystawiona na próbę przez klasowe różnice. Charakter Almy, która nie zamierza podporządkować się mężowi i usilnie walczy o swoją podmiotowość, wprowadza do „Phantom Thread” elementy klasycznej komedii o walce płci. Pełna napięcia atmosfera potęgowana złowieszczą muzyką Johnny’ego Greenwooda budzi za to skojarzenia z horrorem w stylu wczesnego Hitchcocka. Podobne tropy można by mnożyć jeszcze długo, a kwestią czasu wydaje się aż historię Woodcocka rozbiorą na czynniki pierwsze wyznawcy freudowskiego szamanizmu. Najciekawsze „Phantom Thread” wydaje się jednak nie jako jednostkowa historia relacji Reynoldsa i Almy, lecz uniwersalna opowieść o naturze miłości.
W filmie Andersona gwarantem uczuciowego spełnienia okazuje się umniejszenie siebie na rzecz drugiego człowieka. Właśnie taką drogą podąża Woodcock, który w imię związku z Almą zawiesza swój legendarny perfekcjonizm i otwiera swoje życie na odrobinę zbawiennej nieprzewidywalności. Pójście w tę stronę oznacza nie tylko rezygnację z narcyzmu na rzecz poczucia wspólnoty, lecz także porzucenie skrajnego racjonalizmu w imię wymykającego się logice metafizycznego dreszczu. Największe mistrzostwo „Phantom Thread” polega na tym, że podczas seansu możemy odczuć jego obecność także na własnej skórze.
"Nić widmo"; reżyseria: Paul Thomas Anderson; w polskich kinach od 23 lutego 2018 roku; ocena autora: 9/10