Braciom Dardenne kolejny raz w karierze udało się pożenić paradokumentalną surowość stylu ze wzniosłością właściwą przypowieści o odkupieniu. Dzięki temu dzieło Belgów urasta do rangi jednego z najważniejszych kinowych wydarzeń kończącego się roku.
Pomimo że twórcy "Rosetty" od początku kariery poruszają się w kręgu tych samych tematów, nie sposób zarzucić im mechanicznej powtarzalności. Obcowanie z kolejnymi filmami Dardenne’ów ma w sobie coś z uczestnictwa w rytuale, który za każdym razem na nowo aktualizuje swój sens i wywołuje u odbiorcy głębokie przeżycia emocjonalne. Belgowie, nie tracąc z oczu horyzontu metafizycznego, pozostają jednocześnie bardzo wrażliwi na konkret umocowany w otaczającej rzeczywistości. W niedawnych "Dwóch dniach, jednej nocy" jako jedni z pierwszych twórców skupili się na problemach trapiących współczesnych prekariuszy. Teraz wracają do korzeni i – tak jak choćby w debiutanckiej "Obietnicy" – zwracają uwagę na bariery istniejące między rdzennymi mieszkańcami Zachodu a żyjącymi w ich cieniu imigrantami.
W "Nieznajomej dziewczynie" Dardenne’owie piętnują egoizm Europejczyków, na którego straży stoją surowe procedury biurokratyczne. Inaczej jednak niż Ken Loach, w znakomitym skądinąd "Ja, Daniel Blake", belgijscy twórcy nie starają się demonizować systemu i nadawać mu rysów rodem z książek Kafki. W świecie "Nieznajomej..." katastrofalną w skutkach decyzję, wynikającą ze zbytniego przywiązania do przepisów, podejmuje nie bezduszna urzędniczka, lecz oddana swojej pracy lekarka. Choć reżyserzy wskazują, że postawa Jenny prowadzi pośrednio do śmierci tytułowej nieznajomej dziewczyny, nie zamierzają pastwić się nad bohaterką. Bardziej niż okoliczności popełnienia błędu interesuje Belgów instynktownie rodząca się w dziewczynie chęć jego naprawienia.
Wysiłek Jenny, jako podjęty po niewczasie, ma znaczenie bardziej symboliczne aniżeli realne. Od początku unosi się nad nim również melancholijna aura niespełnienia. Świadomość ta nie umniejsza jednak zasadności starań kobiety. Dardenne’owie nie pozostawiają zresztą wątpliwości, że Jenny podejmuje działania niejako w imieniu nas wszystkich. Aby podkreślić uniwersalny status swojej bohaterki, reżyserzy celowo skąpią nam informacji na temat cech jej charakteru bądź szczegółów życia osobistego.
Jenny poznajemy wyłącznie po czynach, a te od pewnego momentu zostają podporządkowane ustaleniu personaliów młodej imigrantki, która zmarła, gdy odmówiono jej przyjęcia do szpitala. Proces przywracania godności bezimiennej dziewczynie pozwala jednocześnie bohaterce odzyskać szacunek do siebie samej. W trakcie swego prywatnego śledztwa Jenny poznaje nie tylko fakty z życia nieznajomej, lecz odkrywa także cały świat, o którego istnieniu nie miała pojęcia. Powolne wtapianie się w rzeczywistość prowadzonych przez obcokrajowców sklepików czy kafejek internetowych automatycznie prowadzi Jenny do przełamania lęku przed innymi.
Sugestywność wizji Dardenne’ów sprawia, że podczas seansu czujemy, jakbyśmy odbywali wzbogacającą podróż po imigranckich dzielnicach razem z bohaterką. Dzięki temu zaczynamy lepiej rozumieć Jenny i w miejsce początkowej niechęci odczuwać wobec niej wdzięczność. Także z tego powodu "Nieznajoma dziewczyna" okazuje się filmem prawdziwie uzdrawiającym.
Nieznajoma dziewczyna | Belgia, Francja 2016 | reżyseria: Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne | dystrybucja: Aurora Films | czas: 106 min