"Wszystkie nieprzespane noce" Michała Marczaka powinny zostać opatrzone mottem z Oscara Wilde’a: "Lubię rozmawiać o niczym, tylko na tym się znam". Mam z tym filmem kłopot. Uwodzi mnie swoboda, z jaką młody reżyser miesza dokument z fabułą, jestem zachwycony poszczególnymi scenami, koncepcjami realizatorskimi udowadniającymi, z jakiego kalibru talentem reżyserskim mamy do czynienia, za to o wiele wstrzemięźliwiej oceniam samą historię, a zwłaszcza bohaterów. To nie będą jednak "Niewinni czarodzieje" Wajdy po latach, nie ten rozmach, nie ta skala. Całkiem sympatyczni bohaterowie "Wszystkich nieprzespanych nocy" przede wszystkim są upozowani, nienaturalni w swojej niby ultranaturalności, co gorsza niewiele mają do powiedzenia czy zademonstrowania. A uczynienie filmowego logotypu z ich bezradności, z braku osobowości to jest już w zasadzie samobój.
Można powiedzieć, że jestem po prostu za stary na tego typu kino. Nie snuję się od dawna do białego rana po knajpach, warszawski szlak klubowy to dla mnie strata czasu, ale patrząc na stolicę z "Wszystkich nieprzespanych nocy" – "miasto zmęczone jak ja" z piosenki T.Love, nie odkryłem niczego, czego nie wiedziałbym o Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy Bydgoszczy wcześniej. Być może młodego reżysera zawiodła tym razem intuicja w wyborze przewodników tej historii albo poprzez długi okres przygotowawczy stracił do niej dystans. Mówiąc bez ogródek i wprost. Jeżeli bohaterowie filmu Michał i Krzysiek mówią głównie oczywistości albo głupoty, są niedojrzali i naiwni, to trzeba było po prostu ująć ich wypowiedzi w ironiczny nawias albo się wobec nich zdystansować. Marczak z kolei zastosował najgorszy wariant z możliwych. Zakochał się w swoich trzpiotach. Kamera portretuje ich z czułością, żaden banał nie został nam oszczędzony, żadna złota, chociaż lekko ujarana, myśl. Oglądamy egotyczną parę przyjaciół, a następnie trochę nieprzyjaciół, plus obowiązkową fajną dziewczynę w zestawie, pokazanych bezkrytycznie, z rosnącą admiracją. A przecież Marczaka stać na bardziej wstrzemięźliwy stosunek do bohaterów, co udowodnił chociażby w świetnym paradokumencie "Fuck for Forest".
Pomimo tych cierpkich słów, nie mam żadnych wątpliwości, że Michał Marczak to kolejna w ostatnich latach ważna postać w polskim kinie. Brawurowo i na własnych prawach ugniata filmową przestrzeń, ignorując utrwalone prawidła i drogowskazy – że dokument to dokument, a fabuła to fabuła. We "Wszystkich nieprzespanych nocach" znalazł trzecie, intrygujące wyjście. Ma siłę, wielki talent i inteligencję, powinien jednak staranniej dobierać bohaterów albo odważniej selekcjonować ich twórczą aktywność. Efektowność sytuuje się blisko efekciarstwa.
"Wszystkie nieprzespane noce" | Polska 2016 | reżyseria: Michał Marczak | dystrybucja: Kino Świat | czas: 1 godzina 42 minuty