W porównaniu z poprzednimi tytułami cyklu "Ant-Man" wydaje się wręcz kameralny. W końcu jak porównać faceta, który – dzięki zaawansowanej technologii – może zmniejszyć się do rozmiarów insekta, z Thorem czy Kapitanem Ameryką? Komiksy o Ant-Manie były zazwyczaj igraszką z wizerunkiem potężnych herosów, nie inaczej jest w ich ekranizacji. Scott Lang, złodziej, który chce porzucić przestępczy fach, zostaje zmuszony przez życiowe okoliczności do założenia superbohaterskiego kostiumu Człowieka Mrówki, a to gotowy materiał do smakowitej parodii gatunku.
I twórcy filmu z tego korzystają: "Ant-Man" to najzabawniejszy z całego cyklu Marvel Cinematic Universe – przynajmniej w tych fragmentach, które zostały z czasu, gdy nad scenariuszem i reżyserią pracował Brytyjczyk Edgar Wright. Twórca "Wysypu żywych trupów" w pewnym momencie rozstał się z Marvelem z powodu różnicy co do ostatecznej koncepcji filmu. Jak wiadomo, realizację dokończył Peyton Reed, którego przy odrobinie dobrej woli można nazwać sprawnym hollywoodzkim rzemieślnikiem, ale "Ant-Man" wyraźnie na tym ucierpiał. Wątek sensacyjny, łączący komiksową akcję ze schematem heist movie, poprowadzony został bardzo sprawnie, ale już sekwencje familijne – bardzo istotne, skoro troska o najbliższych jest główną motywacją bohatera – szyte są grubymi nićmi, i to z mocno już wyświechtanych materiałów.
Oczywiście Marvel nie wypuszcza na ekrany niedoróbek, więc mimo wszystko to wciąż całkiem przyzwoita rozrywka. Nie zawodzą aktorzy – Paul Rudd jako Ant-Man jest jednym z najsympatyczniejszych bohaterów w filmowym uniwersum Marvela, choć Michael Pena jako jego wygadany pomagier kradnie bez trudu wszystkie sceny. Fani jak zawsze dostaną całą masę smaczków i nawiązań zarówno do komiksowych oryginałów, jak i wcześniejszych filmów w serii. "Ant-Man" bywa błyskotliwy i zaskakujący, ale jednak częściej budzi niedosyt i domysły, co z tym materiałem mógłby zrobić Wright.
ANT-MAN | USA 2015 | reżyseria: Peyton Reed | dystrybucja: Disney | czas: 117 min