Tsukamoto bywa porównywany do Davida Cronenberga i Davida Lyncha, jednocześnie uznawany jest za obrazoburcę oraz autora kina wręcz ekstremalnego. Na ekranie szokuje, choć jeszcze bardziej chyba poza nim. Okazuje się bowiem, że człowiek, w którego głowie kiełkują tak niepokojące i radykalne wizje, to niepozorny, nieco skryty, spokojny mężczyzna. Potwierdzając niejako stereotypową opinię o Japonii jako kraju, hm, dość osobliwym.
Tsukamoto jest twórcą, którego wyjątkowo trudno zaszufladkować. Bardzo sprawnie lawiruje pomiędzy filmowymi gatunkami (od science fiction przez horror po kino gangsterskie), filtrując je przez japońską tradycję i symbolikę. Dotyczy to także samej formy, ponieważ produkcje Japończyka, zwłaszcza te pierwsze, balansują na granicy eksperymentu – wykorzystuje techniki animacji, bawi się obrazem, kreatywnie i odważnie podchodzi do montażu. Sam mówi o sobie, że od początku filmowej kariery pozostaje twórcą niezależnym w pełnym tego słowa znaczeniu. I nie chodzi tu tylko o niewielkie budżety, jakimi operuje, ale i o to, że pełni w swoich dziełach kilka funkcji – od reżysera, scenarzysty przez producenta, aktora po montażystę, operatora, a nawet scenografa.
To właśnie budżet stanowił okoliczność, która przeszkodziła mu nieco, by film wchodzący właśnie na ekrany polskich kin, czyli "Ognie w polu", zrealizować przed kilkunastu laty. Bo takie plany w stosunku do ekranizacji głośnej powieści Shohei Ooki miał właśnie Shin'ya Tsukamoto. W pewnym sensie to dzieło nietypowe w bogatej filmografii reżysera trylogii "Tetsuo". Przede wszystkim dlatego że jego akcja rozgrywa się nie w mieście, do czego Tsukamoto przyzwyczaił, a na łonie natury. Choć w przypadku ogarniętej pożogą wojenną filipińskiej dżungli brzmi to wyjątkowo gorzko. Ma to oczywiście ścisły związek z samą powieścią, ale zapytany o tę kwestię reżyser wskazywał także na to, że sam dojrzał. – Jestem przecież coraz starszy, a czasu nie oszukam. Kiedyś byłem chłopakiem grającym w gry wideo, teraz bardziej interesuje mnie pierwotna relacja z tym, co mnie otacza – mówił mi przed kilkoma miesiącami.
Z grą komputerową kojarzyć się może jego głośny debiut z 1989 roku "Tetsuo – Człowiek z żelaza", który stanowił rozwinięcie wcześniejszych krótkometrażówek realizowanych za pomocą kamery Super-8. Film, będący prawdziwym gatunkowym miksem, koncentruje się wokół przemiany bohaterów w monstra, które dokonują się na skutek skrzyżowania ludzkich ciał z metalowymi przedmiotami. O produkcji tej William Gibson, kultowy pisarz science fiction, powiedział, że jest pierwszym filmem cyberpunkowym. "Tetsuo" wyznaczył tak naprawdę pole zainteresowań reżysera. Ciało i jego rozkład, technologia, przemoc, a wszystko to w miejskim, zurbanizowanym krajobrazie, staną się od tego momentu stałymi elementami twórczości Tsukamoto.
Ciekawa jest jego relacja z przestrzenią. – To dziwne. Część mnie kocha miasta jak Tokio, ale inna część z chęcią by je zniszczyła – mówi. Autor "Tokijskiej pięści" oskarżany jest często o nadmierne epatowanie przemocą. I rzeczywiście w jego filmach bohaterowie są w niej unurzani, a mniej wrażliwi widzowie nader często będą pewnie odwracać głowę. Tyle że podobnie jak u wspomnianego Cronenberga idzie za tym coś więcej niż jedynie bezmyślne powielanie klisz z kina gore. Kolejne produkcje Tsukamoto jawią się zatem jako ostra i bezkompromisowa krytyka społeczna. Tak jest chociażby w śmiałym obyczajowo "Wężu czerwcowym", przez wielu uznawanym za jeden z lepszych filmów reżysera, który notabene doceniony został na festiwalu w Wenecji.
To właśnie na Lido swoją światową premierę miały "Ognie w polu", których akcja rozgrywa się pod koniec II wojny światowej. Film ten daleki jest jednak od powszechnego wyobrażenia o kinie wojennym. Różni się także znacznie od poprzedniej ekranizacji powieści zrealizowanej przez jednego z mistrzów japońskiego kina Kona Ichikawę. Tsukamoto zaciera granicę między dobrymi a złymi i przekonuje, że każdy, kto idzie na wojnę, de facto staje się zbrodniarzem. A osiągnięcie kolejnych etapów zezwierzęcenia zależne jest już tylko od okoliczności. – Obrazując kontrast pomiędzy »brudnym« człowiekiem a dziewiczą naturą, chciałem się zastanowić, co powoduje, że człowiek decyduje się na takie brutalne zachowania, obcując przecież z takim pięknem – przekonywał. Nie przebiera w środkach, a ekran nieraz spływa krwią. Tworzy tym samym chyba najbardziej brutalne i gwałtowne kino ku przestrodze ostatnich lat. Tyle że patrząc na prace Shin'yi Tsukamoto – czy naprawdę jest tym ktoś zaskoczony?
OGNIE W POLU | Japonia 2014 | reżyseria: Shin'ya Tsukamoto | dystrybucja: Aurora Films | czas: 87 min